Na giełdach surowcowych trwała wczoraj wojna nerwów. W ciągu dnia za baryłkę ropy trzeba było zapłacić 98,6 dolara, choć wieczorem cena nieco spadła. W ciągu ostatnich trzech tygodni surowiec na giełdzie w Nowym Jorku zdrożał o dziesięć dolarów na baryłce.

Skąd taki wzrost? Powodów jest kilka. Najważniejszy to rekordowo słaba waluta amerykańska. Wczoraj w Londynie euro kosztowało 1,47 dolara. W Polsce dolar wart był niecałe 2,47 zł.

Taniał nie tylko dolar, ale i akcje – po kilka procent zniżkowały wczoraj indeksy najważniejszych światowych giełd. Na warszawskim parkiecie WIG stracił 2,56 proc.

Oprócz słabego dolara na ceny ropy wpływają negatywnie także napięcie w stosunkach Iran – USA i konflikt na granicy turecko-irackiej. Gwałtownie rośnie również popyt w Chinach i Indiach. Wczoraj do zwyżek przyczyniły się jeszcze dwie informacje – raport Międzynarodowej Agencji Energetycznej prognozującej, że przez następnych dziesięć lat to właśnie ropa będzie podstawowym źródłem energii, oraz wiadomość o nieoczekiwanym spadku zapasów w USA. Ceny benzyny i oleju napędowego zaczynają rosnąć także w Polsce. Wprawdzie tani dolar uchronił kierowców od skoku cen, ale w najbliższych dniach na stacjach będzie coraz drożej.

– Od początku miesiąca rafinerie podwyższyły ceny w hurcie o ponad 100 zł za tysiąc litrów benzyny i o ponad 120 zł – oleju napędowego. Na stacjach ceny wzrosną nawet o kilkanaście groszy na litrze – ostrzega Urszula Cieślak, ekspert łódzkiego Biura Reflex.