Od wielu kwartałów operator raportuje akcjonariuszom to samo: spadek przychodów z telefonii stacjonarnej, wzrost przychodów z komórek i Internetu. Pod koniec ubiegłego roku TP zaskoczyła jednak rynek kilkoma pozytywnymi informacjami i jej giełdowy kurs wzrósł wczoraj aż o 8 proc. Dla spółki o kapitalizacji 32 mld zł to jak wystrzał korka z butelki szampana. Wycena spółki wzrosła o 2,5 mld zł.

– Giełda uwierzyła, że TP będzie mogła wypłacać w najbliższych latach dywidendę w granicach 2 zł na akcję. Wydaje się, że to dobra lokata kapitału na czas rynkowej niepewności. Raczej nie należy się obawiać, że kurs może spaść poniżej 20 zł – ocenia Paweł Puchalski, analityk domu maklerskiego BZ WBK.

Zarząd spółki ustami prezesa Macieja Wituckiego obiecał, że jeżeli spółce nie uda się zrealizować planów inwestycyjnych (głównie przejęć), to benefity dla akcjonariuszy mogą w kolejnych latach wzrosnąć. Maciej Witucki nie przesądza, czy i kiedy uda się zrealizować przejęcia (najważniejszym ma być kupno średniej lub dużej spółki informatycznej). Operator szuka nowych źródeł przychodów, ponieważ boryka się ze spadkiem liczby abonentów telefonów stacjonarnych (w rok o 1,2 mln) i przychodów z tego źródła (1 mld zł mniej). W efekcie przychody całej grupy spadły o 2 proc. Rosnący rynek komórkowy (ponad 8 mld zł przychodów) oraz internetowy (1,2 mld zł) nie zdołał zrekompensować segmentu tradycyjnej telefonii. W tym roku przychody mają znowu spaść o ok. 1 proc. Zarząd TP utrzymuje, że najgorsze już za spółką.