Do projektu raportu zgłoszono aż 189 poprawek. Będą rozpatrywane na rozpoczynającym się dziś w Strasburgu dwudniowym posiedzeniu Komisji Petycji PE, która ma przyjąć raport o skutkach dla środowiska budowy gigantycznego gazociągu przez Morze Bałtyckie, który ma połączyć Rosję z Niemcami. Projekt może pochłonąć nawet 7,5 mld euro. W pierwotnej wersji – z kwietnia – w dokumencie znalazła się opinia, iż inwestycja ta stwarza zagrożenie dla ekosystemu, a prace na tak dużą skalę w ogóle na Bałtyku nie powinny być prowadzone. Teraz jednak te krytyczne wnioski mogą zostać wykreślone, a wówczas inwestorzy gazociągu – firmy Gazprom, BASF, E.ON i Gasunie – otrzymają skuteczne narzędzie do zdobycia niezbędnych pozwoleń na budowę.
Dotąd firmy zabiegały o nie bez skutku w krajach nadbałtyckich, które są w większości przeciwnikami projektu. Wśród nich jest także Polska, która od początku, czyli gdy tylko Rosjanie i Niemcy podpisali w 2005 r. umowę w sprawie inwestycji, uważa ją za niekorzystną. – Stanowisko polskich władz jest niezmienne – mówi dyrektor departamentu ropy i gazu w Ministerstwie Gospodarki Maciej Woźniak. – Gazociąg jest nieekonomicznym projektem, trzykrotnie droższym od inwestycji lądowej. Oznacza to, że surowiec nim dostarczany będzie miał wysoką cenę, co spowoduje wzrost kosztów importu dla całej Unii.
I dodaje, że inwestycja stwarza poważne zagrożenie dla środowiska, bo nie ma precyzyjnych danych co do lokalizacji składowisk broni chemicznej na dnie Bałtyku. – A poza tym nie wiadomo, jaki charakter będą miały i czemu służyły instalacje ułożone równolegle z gazociągiem – mówi dyrektor Woźniak.W Parlamencie Europejskim od kilku tygodni trwa silny lobbing na rzecz zmiany raportu. Komisja Petycji została zasypana wnioskami o poprawki do dokumentu. Większość z nich zaproponowała kilkuosobowa grupa europosłów, m.in. z Niemiec. Nie jest tajemnicą, że z deputowanymi z tego kraju spotkał się osobiście były kanclerz Gerhard Schroeder, który teraz stoi na czele konsorcjum Nord Stream, chcącego właśnie wybudować rurociąg przez Bałtyk. Siły zjednoczyli też Polacy – z nieoficjalnych informacji wynika, że bez względu na poglądy polityczne opowiadają się za krytyczną wersją raportu. Europoseł Prawa i Sprawiedliwości Marcin Libicki przyznaje, że polscy parlamentarzyści próbują także przekonywać swoich kolegów z innych krajów do poparcia raportu w pierwotnej wersji.Trudno ocenić, w jakiej ostatecznie wersji dokument wyjdzie z Komisji. Wśród propozycji poprawek jest m.in. taka, by usunąć zapis wzywający Komisję Europejską do podjęcia wszelkich środków, by zablokować budowę gazociągu w proponowanej przez inwestorów skali. Gdyby rzeczywiście z raportu wykreślono wszystkie najbardziej krytyczne wnioski, to straciłby swój sens. A jest to o tyle istotne, że potem – na początku lipca – ma trafić pod obrady całego Parlamentu. A tutaj rozkład sił zwolenników i przeciwników inwestycji trudno ocenić. Gdyby jednak Komisja Petycji przyjęła krytyczny raport, to wydaje się mało prawdopodobne, by został on przez Parlament później odrzucony.
W Parlamencie, który liczy 785 posłów, zasiada 120 reprezentantów krajów nadbałtyckich, w tym Polski. Niemal tylu samo jest przedstawicieli Niemiec i Holandii, czyli krajów, z których firmy chcą budować gazociąg. Nadzieje na zmianę raportu ma niemiecki MSZ, a inwestycja ma od samego początku poparcie władz w Berlinie. Przedstawiciel resortu Wolfgang Manig na niedawnym spotkaniu z polskimi dziennikarzami mówił, że gazociąg ma bardzo duże znaczenie dla dywersyfikacji dostaw gazu. – Musimy zwrócić się do sprawdzonych dostawców, a gaz rosyjski jest dostępny – stwierdził. Choć nie powiedział wprost, że MSZ liczy na zmianę raportu, to przyznał, że poprawki są istotne, a poza tym jest wiele firm, które chcą odbierać gaz z rurociągu bałtyckiego.