Choć formalnie ceny energii elektrycznej ustala dla gospodarstw domowych szef Urzędu Regulacji Energetyki, to – jak się okazuje – nie ma władzy nad wszystkimi jej sprzedawcami.
Niemiecki koncern RWE, właściciel spółki sprzedającej energię w Warszawie i okolicach (dawny Stoen), informuje już swoich odbiorców indywidualnych o zmianie taryfy, czyli podwyżce cen. Rachunki wzrosną o ok. 3 proc. Według informacji RWE przeciętna rodzina zapłaci w 2010 r. o 22 zł więcej niż w tym roku. Firma argumentuje, że wzrosły koszty zakupu tzw. energii zielonej (ze źródeł odnawialnych), która jest częścią dostarczanej odbiorcom, dlatego podwyżka opłat jest konieczna.
Jak dowiedziała się „Rzeczpospolita”, podwyżkę cen wprowadzi na początku stycznia szwedzki Vattenfall, który działa na Górnym Śląsku. Dokładnej daty wprowadzenia podwyżki ani jej wysokości jeszcze nie ustalono, ale jest ona nieunikniona. Jak mówi „Rzeczpospolitej” dyrektor ds. marketingu Vattenfall Sale Grzegorz Lot, cena musi być zweryfikowana.
Obie zagraniczne firmy – w odróżnieniu od państwowych koncernów – uznały, że nie muszą czekać na zgodę prezesa URE na zmianę cennika. Prezes Mariusz Swora jest przeciwny podwyżkom cen samej elektryczności, bo uważa, że nie ma do tego podstaw rynkowych, natomiast opowiada się za podniesieniem opłat za dystrybucję, czyli dostarczenie energii.
Ale nie ma to wpływu na decyzje RWE i Vattenfalla. Obie firmy uznały, że ceny w kraju zostały dla gospodarstw domowych uwolnione i to już dwa lata temu. Poprzednik Mariusza Swory uwolnił ceny, a następnie stracił fotel prezesa Urzędu. Mariusz Swora przywrócił obowiązek taryfowy, ale RWE i Vattenfall zaskarżyły tę decyzję w sądzie. Na początku grudnia sędziowie ostatecznie uznali racje spółek. Stąd zamieszanie z ustalaniem cenników.