- Dziwi mnie, że rząd podnosi VAT, a nic nie robi dla zastąpienia akcyzy na sprowadzane samochody podatkiem ekologicznym – powiedział „Rz” prezes Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego Jakub Faryś. Jego zdaniem budżet zyskałby w ten sposób dodatkowe wpływy, poprawiłaby się także sytuacja na rynku motoryzacyjnym. Tymczasem choć specjalny międzyresortowy zespół mający poprawić konkurencyjność branży działa od ubiegłego roku, do zmian nie jest bliżej.
Słabną już oba rynki – nie tylko nowych aut, ale także tych używanych. Prywatny import, podstawowe źródło zaopatrzenia giełd i komisów, spada trzy miesiące z rzędu. Z ostatnich danych Ministerstwa Finansów wynika, że w czerwcu do kraju sprowadzono 64,2 tys. używanych samochodów To niespełna 1 proc. mniej niż miesiąc wcześniej. Ale w maju wielkość importu spadła o 2,63 proc. w porównaniu z kwietniem, a w kwietniu o 11,86 proc. wobec marca. I choć spadki są coraz płytsze, to pogarszającą się sytuację rynku potwierdza słabnąca dynamika wzrostu importu wobec ubiegłego roku.
Choć import od stycznia do czerwca – według Samaru do Polski wwieziono 368,3 tys. aut – był o 15,75 proc. lepszy niż przed rokiem, to jego dynamika słabnie. Jeśli na koniec marca wzrost liczby sprowadzanych samochodów w ujęciu rocznym sięgał 29 proc., to na koniec kwietnia spadł do 24 proc. Z kolei w maju obniżył się do zaledwie 20 proc.
Według Arkadiusza Bałazego, prezesa spółki Ameks zarządzającej giełdą samochodową w Mysłowicach, na rynek wpłynęły wydarzenia niezwiązane z branżą motoryzacyjną. Najpierw długa i mroźna zima, potem długa żałoba po katastrofie smoleńskiej, wreszcie powódź. – W czerwcu pojawiło się światełko w tunelu, gdyż liczba transakcji wzrosła. Ale w lipcu rynek znów się załamał – mówi Bałazy.
Nie sprawdziły się także wcześniejsze prognozy branży, że wyhamowanie transakcji w drugim kwartale przesunie popyt na miesiące wakacyjne. Zainteresowanie kupujących dalej jest niewielkie. – Mamy rok inny niż wszystkie – dodaje Bałazy.