Takiego wysypu modeli tutaj jeszcze nie było. 170 premier, z których niektóre naprawdę z prawdziwego zdarzenia. W tłumie spracowanych dziennikarzy targających kilogramy materiałów prasowych (dni dla mediów kończą się 2 lutego) widać gości zupełnie nie pasujących do otoczenia: bardzo dojrzałe panie w pięknych futrach kosztujących przynajmniej tyle, ile auta, przed którymi się zatrzymują. Zdarza się, że przy najdroższych autach sportowych Ferrari FF (z napędem na cztery koła), Lamborghini, Spyker, czy Fisker przemknie arabski szejk ze świtą. I tylko pokazuje palcem, co go interesuje. Zapewne w przyszłym roku będzie ich mniej. Przy tym Spyker wyraźnie pokazał, że na produkcji i promocji kupionego niedawno Saaba nie zamierza oszczędzać. Przyjął wprawdzie gości bardzo chłodno, bo lodowymi górami, które jednak wymieniał w miarę, jak topniały. Podstawę lunchowego menu stanowiły śnieżne kraby. I naturalnie szampan z sokiem z czarnej porzeczki, albo sam. Kawioru na razie nie ma,ale z pewnością przyjdzie czas i na jego powrót.
Pozostałe firmy, które produkują auta dla mniej lub bardziej bogatych śmiertelników chwalą się przede wszystkim coraz ładniejszymi autami hybrydowymi. To, że jakiś producent ma auto z napędem elektrycznym przestaje budzić zdziwienie, nie mówiąc o zachwycie. Nissan udostępnił do testów swojego elektrycznego Leafa, o którym wszyscy mówią „cichutki".Ale niewiele więcej.
Jako pionier w produkcji aut z napędem na prąd reklamuje się również chińskie od niedawna Volvo, które ma w tym roku większe stoisko, niż kiedykolwiek wcześniej. Chińczycy kupili je w sierpniu 2010 za 1,8 mld dolarów, ale teraz żaden z nich nie pokazuje się na stanowisku,żeby udowodnić,że nic się nie zmieniło, chociaż główna fabryka tej marki powstaje już w Chinach. Wszędzie natomiast reklamowana jest współpraca Volvo z energetycznym koncernem szwedzkim Vattenfallem. Wyraźnie widać powolną fuzję Lancii i Chryslera. Silniki amerykańskich aut są wyraźnie oszczędniejsze, a kuchnia coraz bardziej włoska. Chociaż mięso jest nadal podawane z grubą amerykańską panierką.
Opel chwali się swoją Amperą, która na razie jest jednak produkowana tylko pod Detroit, za to ma gwarancję na baterię ważną przez 8 lat. Za Amperę trzeba dzisiaj zapłacić ponad 42 tysiące euro. Dużo, jak na auto, nie do końca sprawdzone. Tyle, że skoro ma ono również silnik benzynowy, to można zaryzykować i wybrać w najdalszą nawet podróż. —Nie wyobrażałem sobie, że może być samochód, który przez 2 miesiące spali tylko 2,6 litra benzyny — nie mógł się nadziwić prezes General Motors Dan Akerson. — A jeździliśmy nim wszędzie, na zakupy, po wnuki, do pralni— wyliczał. A ile pożarł prądu? —Prądu? Nie wiem, ale żona nie mówiła, że zapłaciła większy rachunek — tłumaczył w rozmowie z „Rz".
Jednak mimo deklaracji władz kolejnych krajów infrastruktura dla aut z napędem elektrycznym przyrasta bardzo powoli. Zdaniem analityków przygotowanie rynku na pełną akceptację takich pojazdów potrwa naprawdę długo . Przy tym wiadomo, że i energia elektryczna będzie drożała, nie tylko benzyna i diesel.