Do awantury, jaka ma od trzech tygodni miejsce na placu budowy dwóch odcinków trasy A2 między Łodzią a Warszawą, wtrącił się minister infrastruktury. Cezary Grabarczyk w piątek wysłał listy do chińskich ministrów ds. handlu i na ręce szefa resortu kolejnictwa dotyczące opóźnienia prac budowlanych na odcinku autostrady A2, które realizuje chińskie konsorcjum Covec. Treść listów nie została ujawniona. Mikołaj Karpiński, rzecznik resortu, nie chciał też zdradzić, czy Polska wysuwa w nich jakieś postulaty lub żądania.
To pierwszy przypadek, kiedy rząd polski interweniuje u władz innego państwa w sprawie współpracy z firmą z danego kraju, choć zagraniczne przedsiębiorstwa od lat wykonują zlecenia na rzecz naszego rządu. I to nie zawsze bez problemów.
Nie skarżyliśmy się rządowi Hiszpanii na Ferrovial Argoman, który z ponad trzyletnim opóźnieniem zakończył budowę terminalu T2 na warszawskim lotnisku Okęcie i za cenę wyższą niż ta, z jaką wygrał przetarg. Nie skarżyliśmy się też Macedończykom, że ich firma SB Granit zrezygnowała z budowy odcinka autostrady A4, czy Austriakom na pracę Alpine Bau na budowie trasy A1 czy Stadionu Narodowego.
– My nie będziemy ustępować. Jeśli ktoś chce budować w Polsce drogi i stadiony, to albo robi to perfekcyjnie, albo płaci kary. U nas będą obowiązywały takie zasady – grzmi nagle teraz premier Donald Tusk.
Awantura rozpętała się trzy tygodnie temu. Wówczas zaczęły pojawiać się informacje o niezapłaconych przez Covec fakturach wystawionych przez podwykonawców. Część nie była jeszcze przeterminowana, część o kilka – kilkanaście dni. Polscy podwykonawcy zablokowali publiczną drogę i palili opony przed biurem kierownika budowy. Tymczasem, jak podaje Euler Hermes, polscy przedsiębiorcy dostają pieniądze średnio 25 dni po terminie. Nie jest to powód do chwały, taka jest rzeczywistość gospodarcza i nikt z tego tytułu opon nie pali.