Amerykański i europejski producenci śmigłowców zmierzą się w wartym 3 mld zł przetargu dla polskiej armii.
Rywalizacja o zamówienie na 26 maszyn, program szkoleniowy i pakiet logistyczny będzie zacięta, bo gra idzie również o dostawy kolejnych kilkudziesięciu helikopterów po 2018 r. Do 7 maja wojsko czeka na zgłoszenia ofert, wydaje się oczywiste, że w walce o polski kontrakt liczą się przede wszystkim śmigłowcowi giganci: włosko-brytyjska AgustaWestland i amerykański Sikorsky Aircraft.
Odpowiedzialny za wojskowe zakupy wiceminister obrony narodowej Marcin Idzik potwierdza, że armia oczekuje, że śmigłowce oferowane siłom zbrojnym będą produkowane (lub w początkowym okresie montowane) w kraju.
Ostry sprawdzian
MON trzyma na razie w tajemnicy wymagania techniczne (dostaną je producenci), zapowiada jednak ostre testy helikopterów, i to dwukrotnie: przed rozstrzygnięciem i po rozstrzygnięciu konkursu.
To nie przypadek, że obydwa koncerny, dzierżące dwie trzecie globalnego rynku śmigłowcowego, mają u nas fabryki helikopterów. Kluczowym motywem inwestowania nad Wisłą zarówno amerykańskiej korporacji United Technologies Corp. (Sikorsky), jak i włosko-brytyjskiej AgustaWestland były nadzieje związane z dostawami wojskowymi dla modernizującej się polskiej armii. To dlatego m.in. Sikorsky rozkręcił w przejętych kilka lat temu podkarpackich zakładach PZL Mielec produkcję wielozadaniowych black hawków w najnowszej, eksportowej wersji S70i.