Ponad dziewięć na dziesięć polskich firm ocenia, że w ich branży trwa walka na coraz niższe ceny. Więcej niż połowa (54 proc.) przyznaje, że same są w nią zaangażowane, choć zazwyczaj o jej wszczęcie obwiniają konkurentów – wynika z badań firmy doradczej Simon-Kucher&Partners, które objęły 23 kraje na świecie, w tym Polskę.
Wojciech Gorzeń, dyrektor polskiego biura Simon-Kucher &Partners, ocenia, że w kraju największa presja na ceny jest w budownictwie oraz w chemii budowlanej. Jej skutki widać choćby w danych o bankructwach. Według danych Coface Poland w 2012 r. liczba upadłości wzrosła w budownictwie o ponad połowę, do 218.
Odbiorca chce tanio
– W pewnym momencie na polskim rynku pojawiło się zbyt wiele firm rywalizujących w przetargach. Takie nasilenie konkurencji wywołało dużą presję cenową, a z kolei skumulowanie robót sprawiło, że w górę poszły koszty materiałów budowlanych. W rezultacie kontrakty planowane na pograniczu rentowności zakończyły się gigantyczną stratą i falą upadłości – wyjaśnia Robert Oppenheim, prezes giełdowego Polimeksu-Mostostalu, któremu udało się uniknąć bankructwa.
Według Simon-Kucher &Partners w Polsce najczęściej wśród wszystkich badanych państw firmy mówią o wzroście presji cenowej w ostatnich dwóch latach. Ten wzrost odczuwa 93 proc. ankietowanych przedsiębiorstw, podczas gdy w Wielkiej Brytanii 83 proc., a w Niemczech – 72 proc.
We wszystkich branżach firmy wskazują dwa główne powody wzrostu presji cenowej: rosnącą liczbę konkurentów walczących cenami, oraz oczekiwania klientów, którzy spodziewają się zniżek. Dorota Godlewska, prezes Polskiego Związku Pracodawców Ochrona, twierdzi, że główną przyczyną wojen cenowych w branży ochroniarskiej jest prawo zamówień publicznych, które skłania instytucje i urzędy do wyboru jak najtańszych dostawców. – W przetargach publicznych wygrywają firmy oferujące najniższe stawki. Jakość się nie liczy. W rezultacie branża nie inwestuje i nie szkoli ludzi, którzy nie mają umów o pracę – podkreśla Godlewska.