Kierowcy na urlopach, plotki w cenie

Fernando Alonso na niedawne 32. urodziny zażyczył sobie... lepszego samochodu. Szefostwo Ferrari natychmiast natarło mu uszu za (kolejną) niepochlebną uwagę na temat pracy zespołu. Hiszpan ma jednak trochę racji

Publikacja: 03.08.2013 01:01

Kierowcy na urlopach, plotki w cenie

Foto: AFP

Dziesięć lat temu Alonso wygrał swój pierwszy wyścig w Formule 1. Wszyscy sądzili, że młody kierowca Renault przerwie dominację Michaela Schumachera i – kto wie? – może pobije jego rekordy. To pierwsze się spełniło, bo Hiszpan w sezonie 2005 wygrał mistrzostwa, kończąc serię pięciu tytułów w wykonaniu „Schumiego". Rok później obronił mistrzostwo, co wówczas dawało mu zaszczytny tytuł najmłodszego w historii podwójnego mistrza świata.

Wydawało się, że Formuła 1 ma nowego króla. Hiszpania, gdzie przedtem ze sportów wyścigowych liczyły się tylko motocykle, zwariowała na punkcie swojego idola i kraj otrzymał nawet drugi wyścig: od 2008 roku obok Grand Prix Hiszpanii pod Barceloną zaczęto organizować GP Europy na ulicznym obiekcie w Walencji.

Teraz po dwóch wyścigach nie ma już śladu, podobnie jak po marzeniach o pobiciu rekordów Schumachera. Po dwóch tytułach zdobytych z Renault Alonso przeniósł się do wielkiej ekipy McLaren, zabierając ze sobą przysługujący czempionowi pierwszy numer startowy. Podpisał dwuletni kontrakt, oczywiście z opcjami przedłużenia, ale już po roku wyprowadzał się z Woking. W drugim McLarenie jeździł debiutant Lewis Hamilton, który od razu zademonstrował fenomenalną szybkość. Zespół nie chciał faworyzować uznanego mistrza i w efekcie wewnętrznych sporów, napięć i konfliktów duet McLarena wypuścił mistrzostwo z rąk, a Alonso niczym syn marnotrawny uciekł z powrotem do Renault.

W targanym kryzysami zespole nic wielkiego przez kolejne dwa lata nie ugrał, czekając na upragniony fotel w Ferrari. Przeniósł się do Maranello przed sezonem 2010, z oczywistymi nadziejami: starty w legendarnej ekipie miały przynieść mu kolejne laury. Tych jest jak na lekarstwo – na pewno mniej, niż spodziewał się Alonso. Niestety dla niego, wraz z jego przyjściem do Ferrari rozpoczęła się era sukcesów Red Bulla i Sebastiana Vettela.

Niemiec zdobył trzy tytuły z rzędu i teraz zmierza po czwarty, a Alonso może tylko nawoływać zespół do bardziej wytężonej pracy. Nie jest bez racji: ostatni raz wygrał kwalifikacje na suchym torze ponad dwa lata temu, a wiadomo, że dobra pozycja startowa jest podstawą w walce o duże zdobycze punktowe. Kierowca w ciągu ostatnich kilku lat raczej nie zapomniał, jak się szybko jeździ – więc winy za słabe wyniki trzeba szukać przede wszystkim w fabryce. Ferrari bezustannie tłumaczy się problemami z tunelem aerodynamicznym, szukając w ten sposób wymówek dla mizernej skuteczności wprowadzanych w trakcie sezonu poprawek.

Alonso często powtarza, że rywale rozwijają się szybciej, a tempo czerwonych samochodów w kwalifikacjach nie jest wystarczające. Do tej pory zespół chwalił go za motywowanie pracowników, ale miarka się przebrała po stwierdzeniu o wymarzonym urodzinowym prezencie w postaci takiego samochodu, jakim dysponują rywale.

Jakby przypadkowo, w tym samym okresie – podczas weekendu na Hungaroringu – menedżer Hiszpana Jose Garcia Abad został nakryty na rozmowach z ekipą Red Bulla. Ponoć chodziło o innego podopiecznego Abada, pukającego niedługo do F1 Carlosa Sainza Juniora... ale miejsce po odchodzącym z F1 Marku Webberze byłoby dla Alonso idealne. Miałby do dyspozycji taki sam sprzęt jak Vettel.

Co prawda, Fernando ma kontrakt z Ferrari do końca sezonu 2016, ale po pierwsze zdarzyło mu się już rozwiązać przedwcześnie umowę z czołowym zespołem (McLarenem), a po drugie włoska ekipa w przeszłości nie patyczkowała się ze sławnymi kierowcami, którzy ośmielali się publicznie krytykować czerwone samochody. Jeden wyścig przed końcem sezonu 1991 wyrzucono z zespołu Alaina Prosta (wówczas trzykrotnego mistrza świata) za to, że porównał swoje wyścigowe Ferrari do ciężarówki.

Jednak klucze do transferowego rynku na sezon 2014 trzyma kto inny – Kimi Raikkonen, obecny wicelider punktacji, jest wysoko na liście życzeń Red Bulla. Fina chciałby zatrzymać Lotus, a wobec ostatnich wybryków Alonso (i jego menedżera) szefowie Scuderii z pewnością także chcieliby włączyć się do gry o małomównego kierowcę.

Może się okazać, że czeka nas kilka wstrząsów kadrowych w obrębie trzech czołowych ekip – Red Bulla, Ferrari i Lotusa – ale światek Formuły 1 ma to do siebie, że w czasie letniej przerwy w ściganiu produkuje niebywałą liczbę plotek. Donoszono już z zapartym tchem, że w Maranello widziano ojca Lewisa Hamiltona, a na listę życzeń Scuderii podobno trafił Jenson Button, spokojnie czekający na emeryturę w McLarenie.

Równie dobrze może się okazać, że w Ferrari i Lotusie wszystko pozostanie bez zmian, a Red Bull awansuje swojego juniora Daniela Ricciardo ze Scuderii Toro Rosso. To by jednak oznaczało, że stracimy potencjalnie fascynujący spektakl w postaci rywalizacji Vettela w jednym zespole z Raikkonenem (o wiele bardziej prawdopodobne) lub Alonso (scenariusz jednak rodem z produkcji science-fiction). W tej chwili, niezależnie od szumu na plotkarskim rynku, taka sytuacja jest najbardziej prawdopodobna i Fernando będzie musiał wytrzymać jeszcze trochę czasu w Maranello. Zwłaszcza, że do równania trzeba jeszcze dopisać bank Santander: hiszpańska firma hojnie zasila skarbiec Ferrari, ale warunkiem podpisania lukratywnej umowy sponsorskiej była obecność Alonso w kokpicie.

Niestety dla Hiszpana, zegar tyka – lider Scuderii niedawno skończył 32 lata, a Vettel ma ledwie 26 wiosen na karku i lada moment będzie miał dwa razy więcej mistrzowskich tytułów. Jedyna nadzieja w odnawianym składzie technicznym Ferrari: od 1 września pracę w Maranello rozpoczyna ściągnięty z Lotusa dyrektor techniczny James Allison, który pracował w Renault za czasów podwójnego mistrzostwa Alonso. Jego wkład będzie jednak widoczny najwcześniej w przyszłym sezonie, więc Fernando musi jeszcze trochę poczekać na swój wymarzony prezent urodzinowy.

Dziesięć lat temu Alonso wygrał swój pierwszy wyścig w Formule 1. Wszyscy sądzili, że młody kierowca Renault przerwie dominację Michaela Schumachera i – kto wie? – może pobije jego rekordy. To pierwsze się spełniło, bo Hiszpan w sezonie 2005 wygrał mistrzostwa, kończąc serię pięciu tytułów w wykonaniu „Schumiego". Rok później obronił mistrzostwo, co wówczas dawało mu zaszczytny tytuł najmłodszego w historii podwójnego mistrza świata.

Pozostało 92% artykułu
Biznes
„Rzeczpospolita” o perspektywach dla Polski i świata w 2025 roku
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Biznes
Podcast „Twój Biznes”: Czy Polacy przestają przejmować się klimatem?
Biznes
Zygmunt Solorz wydał oświadczenie. Zgaduje, dlaczego jego dzieci mogą być nerwowe
Biznes
Znamy najlepszych marketerów 2024! Lista laureatów konkursu Dyrektor Marketingu Roku 2024!
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Biznes
Złote Spinacze 2024 rozdane! Kto dostał nagrody?