Kryzys obszedł się z nami łagodnie

Mamy w planach, aby w czasie dwóch kolejnych generacji naszych modeli dojść do pełnej oferty aut, które mogą pojechać same – mówi Danucie Walewskiej Andy Palmer wiceprezes Nissan Motor Company.

Publikacja: 09.09.2013 08:38

Rz: Jak długo pana zdaniem potrwa powrót do „normalności" na europejskim rynku aut?

Jestem pesymistą, większym niż wielu moich kolegów z branży. Ale sądzę, że zajmie to bardzo dużo czasu. Te oznaki ożywienia na niektórych rynkach, jakie widzimy teraz, są bardzo słabe. Na szczęście Nissan, który naturalnie nie może być odizolowany od tego, co się dzieje na kontynencie, zdołał jednak zwiększyć udział do 3,6 procent i zamierzamy stać się japońską marką w Europie. Na razie musimy się liczyć ze spadkiem sprzedaży, który wyniesie 3–5 procent, przy ogólnym spadku na rynku o 8–9 procent.

Obecna sprzedaż wszystkich marek w Europie jest wspierana promocjami. Średnio jest to ponad 2 tysiące euro na auto. Czy sądzi pan, że taka sztucznie podtrzymywana konkurencja utrzyma się długo?

Nissan także oferuje auta w promocji. Ale nie jesteśmy szczególnie hojni i co miesiąc analizuję każdy z naszych rynków pod kątem cen transakcyjnych, czyli tego, co w ostatecznym rozliczeniu płaci konsument. I widzę, że nasze ceny nadal są wyższe niż innych producentów obecnych na rynku europejskim. Nie ukrywam, że w dużym stopniu pomaga nam juke, który jest modelem praktycznie wyprzedanym i nie jesteśmy w stanie wyprodukować więcej juków niż obecnie.

Dla nas jest to wskazówka, w którym kierunku powinna pójść stylizacja aut. Juke miał się nazywać qazana, a jego pierwotny projekt był dość kontrowersyjny. Przyznam, że byłem zwolennikiem i nazwy, i wyglądu, pod wpływem otoczenia musiałem jednak ustąpić. Ale zapewniam: ta nazwa pojawi się, bo uważam, że jest atrakcyjna. Wiem, że juke budzi emocje: albo się podoba, albo jest bezlitośnie krytykowany. I o to mi chodzi. Właśnie o emocje.

Nasze ceny nadal są wyższe niż innych producentów obecnych na rynku europejskim

Przyzna pan jednak, że micra już takich emocji nie budzi?

Proszę poczekać na nowy model. W segmencie małych aut jest ogromna konkurencja, tutaj więc nasza promocja jest znacząca. W przypadku note, który był przyzwoitym autem, ale takim raczej bez duszy, teraz okazuje się, że popyt jest silny, więc w promocjach jesteśmy oszczędni. Mamy także nowe modele, które pojawią się na rynku. Wkrótce będzie nowy model qashqaia, więc nie jestem specjalnie przybity sytuacją w Europie. Ale nie ukrywam: jest trudno.

Nissan rozważał otwarcie montowni w Polsce. Potem odstąpił od tego pomysłu. Dlaczego tak się stało?

Ponieważ mieliśmy niewykorzystane moce w fabryce w Sunderland w Wielkiej Brytanii. Więc zdecydowały względy czysto finansowe.

Czy ta fabryka może być dalej rozbudowywana?

Robimy to cały czas. I mamy jeszcze tereny, które można zabudować. Ale niestety Sunderland doszło do swoich granic możliwości. Podobnie jest w przypadku fabryki w Barcelonie i dlatego każdy nowy model będzie wyjeżdżał z fabryk Renault we Francji, gdzie są i pracownicy i moce. Stamtąd na przykład będą wyjeżdżać najnowsze modele Micry. Planujemy to na rok 2015 z pełnymi mocami uruchomionymi w roku 2016.

W sierpniu pokazaliście w Kalifornii „auta, które same jeżdżą". Nie podał pan kwoty, jaką chcecie zainwestować w ten projekt. Czy są to znów miliardy dolarów?

Podamy te wielkości, kiedy będziemy mieli już konkretne liczby. Mamy już doświadczenia z projektem aut elektrycznych, który pokazał granicę między kosztami badań i rozwoju, czyli okresu przygotowawczego i produkcją.

W przypadku aut samojezdnych mamy świadomość, że projekt wyszedł poza fazę czysto badawczą. Na razie mamy konkret: do produkcji takich aut będziemy gotowi w 2020 roku. Natomiast nie mamy konkretnych kwot, jak wówczas, kiedy rozpoczynaliśmy projekt produkcji aut elektrycznych. Wtedy wiedzieliśmy, że poświęcimy na to wspólnie z Renault 5 miliardów dolarów.

Jak będziecie rozwijali ten nowy segment? Czy będzie tak, że rozwiązania ułatwiające prowadzenie samochodu będą dodawane do kolejnych modeli nissana?

Skupimy się na jednym modelu, w pełni zautomatyzowanym, który będzie gotowy z premierą w 2020 roku. I na przykład wszystkie przyszłe infiniti – począwszy od modelu Q50, w tym nasza luksusowa marka, będą miały rozwiązania z aut autonomicznych, chociażby tzw. tarczę ochronną, pomagającą w unikaniu kolizji.

W naszych planach jest, aby w czasie dwóch kolejnych generacji naszych modeli dojść do pełnej oferty aut, które mogą pojechać same. I wszystkie rozwiązania chcemy oferować w standardzie. Bo naszym zdaniem dramatycznie zwiększają one bezpieczeństwo jazdy.

CV

Andy Palmer ma 60 lat, z wykształcenia jest inżynierem, ukończył brytyjski Warwick University. Jest od 2009 roku wiceprezesem Nissana odpowiedzialnym za produkt, marketing i planowanie oraz luksusową markę Infiniti. W Nissanie od 1991 roku przez wiele był zatrudniony w japońskich zakładach tej marki. Wcześniej pracował dla Rovera.

Rz: Jak długo pana zdaniem potrwa powrót do „normalności" na europejskim rynku aut?

Jestem pesymistą, większym niż wielu moich kolegów z branży. Ale sądzę, że zajmie to bardzo dużo czasu. Te oznaki ożywienia na niektórych rynkach, jakie widzimy teraz, są bardzo słabe. Na szczęście Nissan, który naturalnie nie może być odizolowany od tego, co się dzieje na kontynencie, zdołał jednak zwiększyć udział do 3,6 procent i zamierzamy stać się japońską marką w Europie. Na razie musimy się liczyć ze spadkiem sprzedaży, który wyniesie 3–5 procent, przy ogólnym spadku na rynku o 8–9 procent.

Pozostało 87% artykułu
Biznes
Krzysztof Gawkowski: Nikt nie powinien mieć TikToka na urządzeniu służbowym
Biznes
Alphabet wypłaci pierwszą w historii firmy dywidendę
Biznes
Wielkie firmy zawierają sojusz kaucyjny. Wnioski do KE i UOKiK
Biznes
KGHM zaktualizuje strategię i planowane inwestycje
Biznes
Rośnie znaczenie dobrostanu pracownika