Przy zakupach strategicznej broni uderzeniowej – a taką są okręty podwodne – nie da się pominąć decyzji i kontekstów politycznych. O polskie zamówienia na trzy okręty (program Orkan) bój stoczą francuscy i niemieccy producenci. Przygotowania do starcia widać od dawna. Już rok temu podczas wizyty prezydenta Francji Francoisa Hollande'a w Warszawie swoją ofertą współpracy przemysłowej kusił polskich admirałów stoczniowy koncern Direction des Constructions Navales Services (DCNS) z Cherbourga, producent okrętów scorpene.
Ale według informacji „Rz" intensywne kontakty ekspertów Marynarki Wojennej trwają ze stoczniami ThyssenKrupp Marine Systems naszego zachodniego sąsiada, który oferuje okręty U212A (taka jednostka gościła w tych dniach w Gdyni) i U214A. Kilońska dywizja TKMS z powodzeniem sprzedaje swoją broń na świecie, m.in. w Izraelu, Turcji, Grecji czy Korei Południowej.
Eksperci podkreślają, że podczas spotkania z marynarzami w gdyńskiej bazie morskiej na Oksywiu na początku tego tygodnia, przedstawiciele rządu nie akcentowali tym razem, iż okręty mają być istotnym elementem systemu odstraszania, czyli przenosić w swoich arsenałach dalekosiężne pociski manewrujące, zdolne niszczyć strategiczne cele na lądzie.
– W naszych warunkach tylko taki oręż rakietowy uzasadniałby sens wielomiliardowych wydatków na broń podwodną – twierdzi Maksymilian Dura, b. oficer marynarki, ekspert militarny „Nowej Techniki Wojskowej". – Niemieckie okręty serii 212, które znalazły się na celowniku Marynarki, mają zasadniczy mankament – nie są przystosowane do przenoszenia pocisków manewrujących – mówi kmdr Dura.