Reklama

Próbuja uratować kolebkę „Solidarności”

Ukraiński właściciel Stoczni Gdańsk rozmawia z ministrem skarbu o ratunku dla zakładu.

Publikacja: 12.11.2013 04:44

Stocznia Gdańsk

Stocznia Gdańsk

Foto: Fotorzepa, Piotr Wittman Piotr Wittman

Z informacji „Rz" wynika, że w ostatnich dniach doszło do dwóch spotkań Siergieja Taruty (właściciel ukraińskiej spółki GSG, która ma w stoczni 75 proc. udziałów) z Włodzimierzem Karpińskim (podległa mu Agencja Rozwoju Przemysłu ma 25 proc.). Doszło do nich na neutralnym gruncie w Warszawie. Rozmowy były zaś możliwe dzięki zaangażowaniu byłego prezydenta Lecha Wałęsy. To on doprowadził do tego, że strony usiadły do stołu. Przez ostatnich kilka miesięcy nie toczyły się między nimi żadne rozmowy.

Z naszych informacji wynika, że pierwsze spotkanie miało miejsce 23 października przy okazji Szczytu Noblistów, drugie w środę, 6 listopada. Ustalono na nich, że do 30 listopada Ukraińcy przedstawią nowy zaktualizowany i poprawiony plan ratowania stoczni. Na jego ewentualne dopięcie pozostanie wówczas grudzień.

– Ustaliliśmy, że na razie nie będziemy informować o szczegółach rozmów – mówi Piotr Gulczyński, szef Instytutu Lecha Wałęsy.

– Ukraiński właściciel zobowiązał się do przedłożenia nowego biznesplanu – potwierdza „Rz" Rafał Baniak, wiceminister skarbu. Podkreśla, że obecny, zgodnie z opiniami audytorów, wymaga gruntownej przebudowy, bo jest nierealny. – Dokument, o który od dłuższego czasu się upominamy, będzie miał fundamentalne znacznie. Na jego podstawie ARP zdecyduje o dalszym, ewentualnym, ryzykownym zaangażowaniu w pomoc dla Stoczni Gdańsk – dodaje wiceminister.

Czy kolebkę „Solidarności" uda się uratować? – Trudno powiedzieć. Chcemy, ale sami na pewno tego nie zrobimy – mówi Jacek Łęski, rzecznik ukraińskiej strony.

Reklama
Reklama

W ubiegłym tygodniu pisaliśmy w „Rz" o analizie Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, z której wynika, że dla gdańskiej stoczni praktycznie nie ma ratunku, a jej upadek to tylko kwestia czasu. Ze względu na zapadające zobowiązania Ukraińców (70 mln zł) wskazywana jest nawet potencjalna data – początek przyszłego roku. Z dokumentu wynika, że w każdej sytuacji dodatkowe zaangażowanie ze strony państwa może zostać zakwalifikowane przez Komisję Europejską jako niedozwolona pomoc publiczna, co z kolei narazi stocznię na konieczność zwrotu pieniędzy i niemal automatyczne bankructwo. Tymczasem wymaga ona natychmiastowego dokapitalizowania. Ukraińska strona mówi o konieczności zaangażowania ok. 180 mln zł. Strona rządowa wylicza, że rzeczywiste potrzeby są dużo wyższe i sięgają ok. 390 mln zł.

„Żaden racjonalnie postępujący podmiot działający w gospodarce rynkowej nie będzie angażował się kapitałowo w przedsiębiorstwo, które zagrożone jest zwrotem pomocy, a w konsekwencji upadłością" – pisze UOKiK w analizie.

Z informacji „Rz" wynika, że w ostatnich dniach doszło do dwóch spotkań Siergieja Taruty (właściciel ukraińskiej spółki GSG, która ma w stoczni 75 proc. udziałów) z Włodzimierzem Karpińskim (podległa mu Agencja Rozwoju Przemysłu ma 25 proc.). Doszło do nich na neutralnym gruncie w Warszawie. Rozmowy były zaś możliwe dzięki zaangażowaniu byłego prezydenta Lecha Wałęsy. To on doprowadził do tego, że strony usiadły do stołu. Przez ostatnich kilka miesięcy nie toczyły się między nimi żadne rozmowy.

Reklama
Biznes
Nowelizacja przepisów o KSC idzie na rząd. Nadal nie wszystko jest ustalone
Biznes
Alarmujący ranking gotowości opieki zdrowotnej Globsec. Polska trzecia od końca
Biznes
Asseco. Między wierszami widać rekordową dywidendę
Biznes
Amerykańscy żołnierze zostaną w Polsce, umowa UE–Mercosur i obniżka stóp
Biznes
Asseco idzie na rekord. Akcje drożeją
Reklama
Reklama