Koszt inwestycji to co najmniej 1,6 miliarda dolarów, choć szacunki niektórych analityków mówią nawet o 2 mld lub wręcz 5 mld dol. Taki kapitał próbuje właśnie pozyskać Musk. Według niego inwestycja się zwróci. Posiadanie własnych zakładów pozwoli na obniżenie kosztów montażu i umasowienie produkcji. Według Tesli do 2020 roku "gigafabryka" ma produkować więcej baterii litowo-jonowych niż wynosiła ich cała światowa produkcja w 2013 roku. Pozwoli to kalifornijskiej firmie na zwiększenie produkcji z 24 tys. sztuk aut w ubr. do 100 tys. w roku 2018. Oferowane pojazdy mają też być tańsze, bo firma chce jak najszybciej wejść na rynek z masowym samochodem w przedziale 30-40 tys. dolarów. Obecnie cena podstawowego modelu Tesla S zaczyna się od 69 tys. dolarów. Auto może przejechać bez doładowania ok. 320 kilometrów.
Tesla, podobnie jak inni producenci samochodów elektrycznych boryka się z problemem braku litowych baterii na rynku. Popyt jest ogromny, bo ten sam rodzaj zasilania stosowany jest także w wielu urządzeniach elektronicznych, m.in, w laptopach, tabletach, czy telefonach komórkowych. Inwestycja jest konieczna – twierdzi Musk i zapowiada, że po uruchomieniu "gigafabryki" w ciągu trzech lat wprowadzi do produkcji auto dla mas.
Jednym z głównych partnerów Tesli ma być Panasonic, który dziś jest głównym dostawcą kalifornijskiego producenta. Kapitał na budowę Musk chce pozyskać w drodze emisji akcji, które i bez tego cieszą się na Wall Street ogromnym zainteresowaniem. O lokalizację zakładów zaczęło już walczyć kilka stanów. Według Tesli w grę wchodzą Arizona, Nevada, Nowy Meksyk lub Teksas. Zakłady mają zatrudniać do 6,5 tys. osób i docelowo produkować rocznie akumulatory do napędzania 500 tys. pojazdów. Dla Tesli oznaczałoby to wejście do motoryzacyjnej pierwszej ligi. W 2014 roku Tesla zamierza sprzedać 35 tys. samochodów.