Związek Przedsiębiorców i Pracodawców, w ramach kampanii „Zostawcie w spokoju dobrą żywność", poddał analizie dyrektywy unijne w zakresie produkcji żywności oraz regulacje obowiązujące w innych krajach UE. Jej wyniki – jak informuje - są druzgocące dla polskiego rządu. Większość represyjnych regulacji na rynku żywności to nie unijne dyrektywy, tylko pomysły rodzimej biurokracji.
– Polska ma najbardziej restrykcyjne ustawodawstwo w zakresie obrotu żywnością na małą skalę w całej Unii Europejskiej – powiedział Zbigniew Kmieć, jeden z inicjatorów Kampanii „Zostawcie w spokoju dobrą żywność". - Ma to bardzo negatywne skutki dla zdrowia ludzi, dla konkurencyjności polskiej żywności oraz dla rolników. Jedynymi beneficjentami tych represyjnych przepisów są chyba koncerny spożywcze oraz biurokracja. Bardzo mnie dziwi, że rząd to toleruje.
Przykładem może być to, że w w świetle polskich przepisów, rolnik sprzedający dżem z owoców z własnego gospodarstwa, musi zarejestrować pozarolniczą działalność gospodarczą, stając się płatnikiem podatków PIT i VAT. Prawo unijne nie nakłada takiego wymogu.
Ponadto polskie przepisy wprowadzają bezcelowe rozróżnienie pomiędzy sprzedaż bezpośrednią, a dostawę bezpośrednią, w zależności od tego, czy żywność będąca przedmiotem transakcji jest pochodzenia zwierzęcego, czy roślinnego. Natomiast prawo unijne posługuje się jednolitą kategorią dostaw bezpośrednich.
Polskie prawo nakłada na rolnika dostarczającego małe ilości surowców do konsumenta końcowego obowiązek przestrzegania norm sanitarnych zawartych w rozporządzeniu nr 852/2004. Prawo unijne wyłącza taką działalność z zakresu obowiązywania rozporządzenia nr 852/2004, zastrzegając jednocześnie, że państwa członkowskie mogą przyjąć bardziej restrykcyjne przepisy.