Choć sprawa przejęcia przez Grupę Azoty należących do Orlenu zakładów chemicznych Anwil jeszcze na początku tego roku wydawała się przesądzona, dziś – jak wynika z naszych informacji – rząd odkłada ją na półkę. I to pomimo tego, że konsolidacją firm zainteresowani są ponoć wszyscy – Orlen, Azoty i resort skarbu nadzorujący obie spółki.
– Problem w tym, że mamy rok wyborczy, a to nie jest najlepszy czas na tego typu decyzje. Po chwilowym przyspieszeniu prac nad ewentualną fuzją zapadła w tej sprawie zupełna cisza – mówi nam osoba dobrze znająca sprawę.
Tematu nie chcą komentować przedstawiciele żadnej ze spółek ani resort skarbu.
Zbudować giganta
Budowa „narodowych czempionów" była hasłem przewodnim Włodzimierza Karpińskiego, gdy obejmował on fotel ministra skarbu. Łączenie spółek z polskim kapitałem ma zwiększyć ich konkurencyjność na europejskim rynku. Decyzją jego poprzedników w takim właśnie duchu powstawała też Grupa Azoty, dziś drugi co do wielkości producent nawozów w Unii Europejskiej. W jej skład wchodzą zakłady w Tarnowie, Policach, Kędzierzynie-Koźlu i Puławach (włączenie tej ostatniej spółki było obroną przed próbą wrogiego przejęcia tarnowskich zakładów przez rosyjską firmę nawozową Acron). Spośród największych krajowych graczy w tym sektorze brakuje w tym gronie jedynie Anwilu. Włączenie go do Azotów byłoby uwieńczeniem prowadzonej od lat konsolidacji polskiej chemii. Rząd ma jednak co najmniej kilka powodów, by nie poruszać tego tematu w roku wyborczym.
Wycena, związki, Rosjanie
Przede wszystkim rząd się boi podejmowania sprawy Anwilu przed zbliżającymi się wyborami prezydenckimi i parlamentarnymi, bo temat mógłby zostać wykorzystany przez przeciwników politycznych. Po pierwsze, oponenci mogliby wysuwać wątpliwości co do sposobu łączenia spółek, wyceny Anwilu albo całej transakcji. Po drugie, z pewnością do walki o prawa przejmowanych pracowników włączyłyby się działające w Orlenie i Anwilu związki zawodowe. Mogłyby żądać gwarancji zatrudnienia dla załogi wchodzącej do Grupy Azoty lub innych przywilejów. A gabinet premier Ewy Kopacz ma jeszcze świeżo w pamięci niedawne, bardzo głośne, protesty rolników czy górników. Stłumienie tych ostatnich kosztowało rząd bardzo dużo wysiłku i zmusiło do wielu ustępstw.