Dotychczasowe negocjacje z zarządem PP, ale i ministrem aktywów państwowych Jackiem Sasinem, zakończyły się fiaskiem. Solidarność twierdzi, że zakończyła już etap negocjacji. Również członkowie innych związków zawodowych PP są na wojnie z pracodawcą. Liczyli, że przed wyborami uda się przekonać zarząd do podwyżek, ale firmy zwyczajnie na nią nie stać.
Z naszych nieoficjalnych informacji wynika, że od początku roku państwowy operator wygenerował ponad 0,5 mld zł strat. Do tego spółka musi liczyć się od stycznia z kolejnymi potężnymi wydatkami. Rośnie bowiem pensja minimalna. Jak wskazuje nam Piotr Moniuszko, przewodniczący Wolnego Związku Zawodowego Pracowników Poczty, w skali roku chodzić może o kwotę rzędu blisko 700 mln zł.
Biorąc pod uwagę straty spółki, niezbędny wzrost nakładów na płace i fakt, że jej kapitał zakładowy to 964 mln zł, sytuacja Poczty nie wygląda najlepiej. Niektórzy eksperci coraz wyraźniej sygnalizują, że wizja ogłoszenia upadłości firmy nie jest wcale nierealna. Jak się dowiedzieliśmy, w resorcie Sasina miały zresztą już toczyć się dyskusje o „programie naprawczym” dla PP. Nie wiadomo, co ten plan miałby oznaczać dla Poczty, ale już wcześniej informowaliśmy, że wśród analizowanych przez rząd scenariuszy była m.in. opcja podziału grupy.
Jak wskazują Przemysław Sypniewski, był prezesem PP, oraz Mateusz Chołodecki, szef Laboratorium Rynku Pocztowego w Centrum Studiów Antymonopolowych i Regulacyjnych Uniwersytetu Warszawskiego, taką strategię przyjęli Czesi. Rząd w Pradze zatwierdził w czerwcu plan podzielenia grupy Česká pošta na dwa podmioty (założeniem było wydzielenie z przedsiębiorstwa usług logistycznych i paczkowych oraz budowa nowej państwowej spółki akcyjnej, która będzie konkurowała z działającymi na rynku podmiotami, a reszta Poczty miałaby się zająć głównie nierentownymi usługami powszechnymi i nowymi zadaniami z cyfryzacji usług publicznych). W polskiej wersji tego scenariusza działalność paczkowa PP mogłaby trafić pod skrzydła Orlenu.
Nadzieją pomoc rządu
Na razie nie wiadomo, czy ten scenariusz będzie realizowany nad Wisłą. Pewne jest, iż pracownicy PP chcą podwyżek tu i teraz, a kasa państwowej spółki jest pusta. Wyprzedawane są firmowe nieruchomości, spółka zdecydowała się też na wzięcie kredytu pod swoją strategiczną infrastrukturę (chodzi o warszawską sortownię). Co więcej, jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, Poczta ma problem z wyegzekwowaniem zaległych płatności od kontrahentów. Chodzi o ponad 170 mln zł (i to bez odsetek). Wśród dłużników jest choćby Krajowe Biuro Wyborcze. Dług za wybory w 2020 r. ma sięgać około 13,8 mln zł.