Jak dowiedziała się „Rzeczpospolita”, negocjacje „Solidarności” i zarządu Poczty Polskiej (PP) w sprawie podwyżek płac zakończyły się fiaskiem. Z naszych informacji wynika, że władze molocha chciały przeciągnąć rozmowy na okres po wyborach, a co więcej, uzależnić wypłatę żądanej podwyżki wynagrodzeń od uzyskania pomocy publicznej z budżetu państwa. Prezydium Komisji Międzyzakładowej NSZZ „Solidarność” Pracowników PP nie zgodziło się jednak na te warunki i wskazuje, że zarząd firmy negocjuje w sposób opieszały, a działania są pozorowane.
Pocztowcy nie chcą czekać
W piśmie, które trafiło na biurko Jacka Sasina, ministra aktywów państwowych, związkowcy wyrazili swój stanowczy protest przeciwko takiej formie prowadzenia rozmów. „Zdecydowanie odrzucamy uzależnienie wzrostu wynagrodzeń pracowników PP od zgody Komisji Europejskiej na wypłatę przez państwo rekompensaty za świadczenie nierentownych usług powszechnych” – czytamy w piśmie.
Czytaj więcej
Ponad tysiąc pracowników Amazona zamierza włączyć się do strajku w czasie jednego z najgorętszych w handlu dni w roku – Czarnego Piątku.
Jak informowaliśmy w ubiegłym tygodniu, zarząd PP zaapelował do domagających się podwyżek pracowników o zawieszenie sporu do połowy grudnia br. Powód? Firma czeka, aż rząd pokryje straty, jakie wygenerowała, pełniąc rolę tzw. operatora wyznaczonego. Jeśli Komisja Europejska notyfikuje taką pomoc, do Poczty z budżetu państwa trafi 191 mln zł za rok 2021 oraz 593 mln za rok 2022. Na razie jednak Bruksela nie dała zielonego światła na rekompensatę straty netto na usługach powszechnych. A PP trwa w impasie i – jak tłumaczą nam związkowcy – „odmawia konstruktywnych rozmów zasłaniając się sytuacją finansową”.
Efekt? Dziś przeprowadzono dwugodzinny strajk ostrzegawczy. Stojące za nim siedem organizacji związkowych, tworzących „Porozumienie 18-10-2021”, domaga się pilnych podwyżek. Mowa o 800 zł miesięcznie („Solidarność” żąda wzrostu wynagrodzenia zasadniczego o 1000 zł).