Polityczny odór śmieci. Składowiska na Dolnym Śląsku mogą być kolejne

Pożar toksycznych odpadów w Zielonej Górze może nie być ostatni. Mieszkańcy i radni Dolnego Śląska od dwóch lat domagają się kontroli wysypisk.

Aktualizacja: 25.07.2023 09:36 Publikacja: 25.07.2023 03:00

Akcja dogaszania pożaru hali w zielonogórskim Przylepie, w której składowane były substancje niebezp

Akcja dogaszania pożaru hali w zielonogórskim Przylepie, w której składowane były substancje niebezpieczne

Foto: PAP, Lech Muszyński

Pożar toksycznego wysypiska odpadów w Zielonej Górze gasiło ponad 200 strażaków, a władze regionu wysyłały sprzeczne sygnały: prezydent miasta Janusz Kubicki rzekomo zorganizował ewakuację mieszkańców, co wojewoda Władysław Dajczak wkrótce zdementował. Pożar odpadów, o których władze miasta i województwa wiedziały od – bagatela – dziesięciu lat, a uprzątnąć je nakazywał już nawet Naczelny Sąd Administracyjny, pokazuje, że wysypiska to problem ekonomiczny. Niestety częścią problemu są też spory polityczne.

Na stolicę polskich wysypisk powoli wybija się Dolny Śląsk. I też problem nie pojawił się w tym roku, a narasta od co najmniej dwóch lat – bo od takiego czasu radni żądają przeprowadzenia kontroli wysypisk, a marszałek Cezary Przybylski ich nie realizuje.

Czytaj więcej

W Zielonej Górze spłonęła hala pełna śmieci

Dolny Śląsk bez kontroli

– Po pożarze w Zielonej Górze politycy PiS zarzucają Elżbiecie Polak, marszałek województwa lubuskiego, brak kontroli nad składowiskami. W takim razie muszę zadać pytanie, dlaczego na Dolnym Śląsku, gdzie sejmik podjął uchwałę wzywającą marszałka do przeprowadzenia kontroli składowisk, od kilku lat zarząd województwa jej unika – mówi Patryk Wild, bezpartyjny radny sejmiku dolnośląskiego.

Radny wyjaśnia, że według jego ustaleń Dolny Śląsk jest zagłębiem interesów różnych lobby śmieciowych, a także powiązań rodzinnych między dolnośląskim WIOŚ a zarządem firmy Chemeco, którego członkowie trafili do aresztu śledczego (który opuścili w ubiegłym tygodniu). Radni chcą za pomocą kontroli sprawdzić skład śmieci na składowiskach, by zbadać, czy wszystkie trafiły tam w sposób legalny i czy są one bezpieczne dla okolicznych mieszkańców.

– Od dwóch lat to najczęstszy temat na Sejmiku Województwa Dolnośląskiego: kiedy będzie ta kontrola składu morfologicznego wszystkich składowisk. A głównym tematem są składowiska, na które przywożone są odpady spoza Dolnego Śląska, w tym składowisko w Rudnej Wielkiej. Taka działalność jest możliwa, ponieważ PiS zmienił ustawę o odpadach i zniósł regionalizację. To, moim zdaniem, całkowicie sprzeczne z dyrektywą odpadową, która zakłada, że odpady powinny być przetwarzane blisko wytwarzania – mówi radny Wild.

Rodzinne poparcie

Wild w rozmowie z „Rz” wskazuje na powiązania rodzinne dolnośląskiego WIOŚ, którego – odwołany już – wojewódzki inspektor Waldemar Kulaszka jest ojcem Bartosza Kulaszki, dyrektora ds. transportu i logistyki wrocławskiej spółki Chemeco. Na polecenie warszawskiej prokuratury Bartosz Kulaszka wraz z prezesem spółki Pawłem Pogodzińskim zostali 29 maja br. zatrzymani przez policję w śledztwie dotyczącym nielegalnego składowania odpadów niebezpiecznych.

Czytaj więcej

Zamiast kaucji będzie bałagan. Ustawa rozpatrywana w ekspresowym tempie

– I dziś, gdy potwierdziły się zarzuty o możliwej nieobiektywności WIOŚ i powiązaniach rodzinnych, gdy zarząd Chemeco został aresztowany, ta spółka zwozi na Dolny Śląsk setki tysięcy ton śmieci. I nadal tajemnicze siły blokują przeprowadzenie kontroli składu morfologicznego składowisk – mówi Wild.

Radny trafił na ten temat, gdy do komisji ochrony środowiska, w której działał, przyszli mieszkańcy z prośbą o interwencję i kontrolę składowiska odpadów w Rudnej Wielkiej. WIOŚ odmawiał im przeprowadzenia kontroli, jakiej oni oczekiwali, tj. składu morfologicznego odpadów tam zdeponowanych. To właśnie za prowadzenie nielegalnej działalności na składowisku w Rudnej do aresztu trafili menedżerowie Chemeco, spółki zarządzającej tym obiektem.

– Jako komisja uznaliśmy, że nie możemy się zajmować tylko jednym składowiskiem. I skoro są głosy mieszkańców, że WIOŚ nie działa prawidłowo, to może samorząd województwa, który ma uprawnienia wynikające z prawa ochrony środowiska, sam zleci takie badania. Kosztem kilkuset tysięcy złotych chcieliśmy zlecić badania składu morfologicznego i zagęszczenia odpadów. Należało przeprowadzić wykopy na składowiskach i pobrać próbki. Chcieliśmy w ciągu dwóch–trzech lat zbadać wszystkie składowiska odpadów na Dolnym Śląsku, których jest ponad 20 – mówi Wild.

Jednak, ku jego zaskoczeniu, po wprowadzeniu tej kontroli do budżetu województwa, została ona z niego usunięta – na wniosek jednego z wicemarszałków z PiS. Temat wypłynął na spotkaniu klubu bezpartyjnych samorządowców z PiS, do którego doszło w czerwcu 2020 r. W imieniu PiS szef KPRM Michał Dworczyk postawił tam żądanie odstąpienia od tych kontroli.

Spalarnia w SSE

Następnie mieszkańców Legnicy zbulwersowały informacje, że prezes Chemeco chce założyć spalarnię w ich mieście, na terenie specjalnej strefy ekonomicznej. Wspólnikiem spółki Immobilare, która tę spalarnię miała zbudować, był aresztowany prezes Pogodziński oraz Joanna Wojtyczka, żona Piotra Wojtyczki, dzisiejszego prezesa wałbrzyskiej SSE i zarazem bliskiego współpracownika Michała Dworczyka. Wcześniej zaś Piotr Wojtyczka był wiceprezesem tej samej legnickiej SSE, na terenie której miała powstać spalarnia.

Radni doprowadzili do kontroli przez geodetę województwa dronem geodezyjnym objętości składowiska w Rudnej Wielkiej. Według tych ustaleń ma ono dziś objętość około miliona m sześc., podczas gdy z informacji urzędu marszałkowskiego wynika, że złożono tam 225 tys. ton odpadów. Czyli 70 proc. odpadów, jak szacuje radny Wild, jest poza ewidencją, a wartość tych niewykazanych odpadów może sięgać nawet 350 mln zł. – Bez kontroli składu morfologicznego i zagęszczenia odpadów nie jesteśmy jednak w stanie ustalić, co tam jest – tłumaczy Wild.

Redakcja wysłała do rzecznika prasowego marszałka Przybylskiego pytanie o powody, dla których nie przeprowadzono kontroli dolnośląskich składowisk, o odpowiedzi będziemy informować.

Oskar Nowiński z kancelarii prof. Wierzbowski & Partners uważa, że przepisy dotyczące składowisk odpadów są na tyle restrykcyjne, że dają inspektorom ochrony środowiska szeroki zakres instrumentów kontroli nad nimi. Efektywne korzystanie z tych ram prawnych wystarczająco pozwala kontrolować składowiska. – Obecne przepisy pozwalają dosłownie na prześwietlenie składowisk odpadów. Zwiększenie obowiązków monitorowania mogłoby jeszcze bardziej wpłynąć na, i tak już wysokie, koszty składowania, a to mogliby odczuć obywatele. Warto zatem zwrócić uwagę, czy przewidziane kary są wystarczająco wysokie i czy pozwalają na zwalczenie np. nielegalnego obrotu odpadami – mówi Nowiński.

Opinia dla „Rz"
Anna Sapota, wiceprezes ds. public affairs Grupa Tomra

Wciąż nie mamy pełnego, elektronicznego monitoringu nad zagospodarowywanymi odpadami, co wiąże się z – wciąż dopracowywaną – Bazą Danych o Odpadach. Jak długo opieramy się na papierowych dokumentach, tworzonych na poszczególnych etapach posiadania odpadu, tak długo możliwe są niedokładności, celowe lub przypadkowe, które ciężko wykryć. Odpady wywiezione poza granicę państwa są uznane za poddane recyklingowi lub zagospodarowane, więc zainteresowanie ich dalszymi losami jest znikome. Potrzebna jest kontrola, sprawdzenie nie tylko, czy ktoś odpowiada decyzyjnie, ale także czy działa tak, jak zostało to ustalone w decyzji, przetwarza te odpady i czy robi to w określony sposób. ∑

Zgodnie z art. 194 ustawy o odpadach, kara administracyjna, przewidziana za niewywiązanie się z obowiązków dotyczących miejsc magazynowania odpadów, może wynieść maksymalnie 1 mln zł. Art. 183 kodeksu karnego przewiduje natomiast karę do pięciu lat więzienia za prowadzenie działalności związanej ze składowaniem odpadów w sposób zagrażający życiu ludzi lub środowisku.

Maciej Kiełbus z kancelarii Ziemski & Partners podkreśla, że regulacje prawne związane z magazynowaniem odpadów powinny być tworzone dla różnych rodzajów podmiotów działających w branży odpadowej – inne dla międzynarodowych koncernów z wielomilionowym kapitałem zakładowym, a inne dla spółek, których właścicielem jest miasto, czy spółek z minimalnym kapitałem.

Niektóre firmy powstają tylko na krótki czas, na potrzeby danego przedsięwzięcia, a ich działalność kończy się wraz z zapełnieniem magazynu. Ogromne problemy pojawiają się, gdy firma zbankrutuje, a gmina musi pokryć koszty wywiezienia odpadów. Kiełbus zauważa, że wywiezienie odpadów nie powinno być finansowane ze środków własnych gminy, która nie jest za to odpowiedzialna. To państwo powinno ponieść konsekwencje takich sytuacji.

Rozwiązaniem nie są jednak pożyczki dla gmin czy dofinansowania z wkładem własnym. W maju 2023 r. Najwyższa Izba Kontroli zwróciła się do minister klimatu i środowiska o wypracowanie rozwiązań mających na celu usuwanie nielegalnie deponowanych odpadów niebezpiecznych. Jak wskazywał NIK, gminy nie mają pieniędzy na usuwanie niebezpiecznych odpadów.

Pożar toksycznego wysypiska odpadów w Zielonej Górze gasiło ponad 200 strażaków, a władze regionu wysyłały sprzeczne sygnały: prezydent miasta Janusz Kubicki rzekomo zorganizował ewakuację mieszkańców, co wojewoda Władysław Dajczak wkrótce zdementował. Pożar odpadów, o których władze miasta i województwa wiedziały od – bagatela – dziesięciu lat, a uprzątnąć je nakazywał już nawet Naczelny Sąd Administracyjny, pokazuje, że wysypiska to problem ekonomiczny. Niestety częścią problemu są też spory polityczne.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Biznes
Kłopotliwy ślad węglowy dla spółek giełdowych
Biznes
Dubaj światowym centrum wiz. Start-up staje się potentatem
Biznes
Przy granicy z Polską powstanie park wodny Aquapolis. Są i złe wiadomości
Biznes
Krzysztof Gawkowski: Nikt nie powinien mieć TikToka na urządzeniu służbowym
Biznes
Alphabet wypłaci pierwszą w historii firmy dywidendę
Materiał Promocyjny
Co czeka zarządców budynków w regulacjach elektromobilności?