Aleja Waszyngtona na stołecznej Pradze-Południe. Pod numerem 57 stoi budynek z 1932 r. 39 proc. udziałów ma w nim miasto – należy do niego sześć mieszkań i jeden lokal użytkowy. 11 mieszkań wykupiono.
Jedno z nich chciał ostatnio sprzedać nasz czytelnik. – Szybko znalazłem kupca, wypowiedziałem umowę najmu mojemu lokatorowi – opowiada. – Okazało się, że nie mogę zamknąć transakcji sprzedaży. W kancelarii notarialnej usłyszałem, że prawo pierwokupu mojego mieszkania przysługuje miastu. Nie miałem o tym pojęcia. Do ratusza została wysłana warunkowa umowa sprzedaży. Poprosiłem też o zaświadczenie, że miasto rezygnuje z prawa pierwokupu. Na dokument czekałem dość długo. Sporo na tym straciłem. Mieszkanie było kupione na kredyt, musiałem zapłacić kolejną ratę. A pozbywając się najemcy, nie dostałem czynszu. Bałem się też, że stracę kupca, że się wycofa. Miasto nie chciało mojego mieszkania, więc sprawę udało się w końcu zamknąć – podsumowuje.
Czytaj więcej
Dane z ostatnich miesięcy sugerowały, że firmy wciąż budują dużo mieszkań, choć popyt spadał. Te za lipiec pokazują, że wysoka podaż była motywowana „ustawowo”.
Milcząca zgoda
Warszawa ma prawo pierwokupu wszystkich nieruchomości – kamienic, mieszkań, gruntów – na tzw. obszarze zdegradowanym i obszarze rewitalizacji (zgodnie z ustawą z 1997 r. o gospodarce nieruchomościami i ustawą z 2015 r. o rewitalizacji). Granice obszaru rada Warszawy wyznaczyła uchwałą z 17 lutego br.
– Obszar rewitalizacji ma ok. 2535 ha, co stanowi ok. 5 proc. powierzchni Warszawy. Zamieszkuje go ok. 156 tys. osób – informuje Marlena Salwowska ze stołecznego ratusza. – Uchwała, poza określeniem granic obszaru zdegradowanego i rewitalizacji, daje podstawę do korzystania przez m.st. Warszawa z narzędzi wskazanych w ustawie o rewitalizacji – tłumaczy. To nie tylko prawo pierwokupu nieruchomości, ale też zakaz wydawania decyzji o warunkach zabudowy.