O problemie nagłego przyspieszania samochodów i zacinającego się pedału gazu, przez który Toyota musiała wezwać do naprawy ponad 8,5 mln aut, opowiadał wczoraj w Waszyngtonie sam prezes koncernu Akio Toyoda.
53-letni wnuk założyciela firmy początkowo nie chciał przyjąć zaproszenia kongresmenów, w końcu uległ jednak presji i w słoneczne środowe przedpołudnie pojawił się w Kongresie. Czekał tam na niego tłum fotoreporterów i kamerzystów, za którymi pochodzący ze skromnej rodziny Toyoda nie przepada, a także członkowie komisji, chcący się dowiedzieć, czy te auta na pewno są bezpieczne.
– Kocham samochody jak nikt inny i kocham Toyotę jak nikt inny – oświadczył po angielsku Toyoda. Podkreślił też, że jego imię widnieje na każdym samochodzie, więc osobiście zadba, by firma odzyskała zaufanie klientów.
Skąd różnica w pisowni nazwiska i nazwy firmy? Nazwę Toyota wprowadził w 1937 r. dziadek Akio. Dzięki temu można ją zapisać nie dziesięcioma, lecz ośmioma znakami japońskiej katakany. A ósemka jest w Japonii i Chinach uznawana za szczęśliwą liczbę.
Akio Toyoda przyznał w Kongresie, że klienci Toyoty zaczęli mieć ostatnio wątpliwości, czy ich auta są bezpieczne. – Szczerze mówiąc, obawiam się, że tempo naszego rozwoju było zbyt duże. Chciałbym podkreślić, że tradycyjnie priorytety Toyoty to po pierwsze bezpieczeństwo, po drugie jakość, po trzecie ilość – przekonywał Toyoda, dodając, że żałuje, iż za szybkie tempo rozwoju uniemożliwiło zachowanie wszystkich procedur kontroli bezpieczeństwa i doprowadziło do ogłoszonego wezwania aut do naprawy. Wyraził też ubolewanie z powodu wypadków, które mieli kierowcy Toyoty. I złożył kondolencje krewnym rodziny Saylorów, która zginęła w sierpniu 2009 r., bo w wypożyczonym lexusie zaciął się pedał gazu.