Stojący przed drzwiami luksusowych apartamentowców portierzy ubrani w charakterystyczne mundurki i czapki ze złotymi wstążkami są w Nowym Jorku wszechobecni. Nie ograniczają się tylko do witania bogatych mieszkańców. To oni dbają o bezpieczeństwo, odbierają paczki, zamawiają kwiaty, łapią taksówki i wskazują drogę w czasie alarmów przeciwpożarowych. Wiele wskazuje jednak na to, że od przyszłego tygodnia mieszkający na Manhattanie maklerzy z Wall Street będą musieli osobiście czekać na przesyłkę od kuriera, a także bezwzględnie pamiętać o zamykaniu swoich apartamentów.
Szefowie związku 32BJ, który reprezentuje 90 proc. z 30 tysięcy portierów, ochroniarzy, konserwatorów i operatorów wind, rozpoczął rozmowy ostatniej szansy w sprawie odnowienia czteroletniego kontraktu. Właściciele budynków przekonują, że lokatorzy zarabiają coraz mniej, przez co zmuszeni byli do obniżki czynszów. Dlatego zamierzają zmienić warunki zawartego w 2006 r. – podczas boomu na rynku nieruchomości – kontraktu. Średni koszt zatrudnienia portiera to 68,6 tys. dol.
Związkowcy nie zgadzają się m.in. na zmniejszenia liczby dni urlopu. Możliwe, że zdecydują się na pierwszy od 1991 r. strajk. Obie strony twierdzą, że chcą uniknąć czarnego scenariusza.