Przedstawiciele salonów gier i punktów do gry na automatach o niskich wygranych krytykują ustawę o grach hazardowych, bo zakłada ona, że ich biznesy najpóźniej w 2015 r. znikną z rynku. Bukmacherom doskwiera szara strefa w internecie i wysokie podatki. Z kolei kasyna narzekają na ciągnące się procedury administracyjne, które zwiększają koszty firm.
Trudno znaleźć na rynku hazardu branżę zadowoloną z przepisów, bo nawet Totalizator Sportowy narzeka, że dotąd nie dopuszczono możliwości sprzedaży losów przez internet, a to - zdaniem Wojciecha Szpila, prezesa TS - pozwoliłoby spółce uzyskać rocznie co najmniej 90 mln zł przychodów więcej.
- Nie mamy powodów do zadowolenia, bo z liczby ponad 53 tys. automatów, które były na rynku w 2009 r. teraz mamy ok. 11 tys., a gdy ograniczeni będziemy do oferowania gry na automatach tylko w kasynach, oznacza to, że maszyn będzie najwyżej 3,5 tys. - mówi Jacek Gasik, dyrektor Izby Gospodarczej Producentów i Operatorów Urządzeń Rozrywkowych. Twierdzi, że firmy będą pozywać polski rząd domagając się odszkodowań, po tym jak w listopadzie ub.r. Wojewódzki Sąd Administracyjny uznał, że Polska powinna była notyfikować część przepisów ustawy, a tego nie zrobiła. Izba Celna w Gdyni złożyła skargę kasacyjną od wyroku. Firmy oferujące zakłady wzajemne cieszą się z możliwości sprzedaży zakładów w sieci od 1 stycznia 2012 r. Podkreślają jednak, że mimo zdecydowanych zapowiedzi przedstawicieli resortu finansów, rząd nic nie może zrobić, by ograniczyć działalność firm, które nie są zarejestrowane w Polsce, ale oferują zakłady polskim klientom. Mateusz Juroszek, prezes Star-Typ Zakłady Wzajemne zwraca uwagę, że dodatkowo, działalność firm utrudniają wymogi np. skanowania dokumentów graczy w celu ich zarejestrowania, czy brak możliwości zapłaty za zakład kartą kredytową.
– Z powodu tych procedur nie jesteśmy dla klientów atrakcyjni, a 12-procentowy podatek od obrotu jest jednym z najwyższych w Europie i ogranicza także stacjonarną działalność firm - mówi Juroszek.