Wtorkowe nadzwyczajne zgromadzenie akcjonariuszy Lotosu było krótkie. Tuż po rozpoczęciu przedstawiciel Nafty Polskiej zaproponował przerwanie obrad na blisko miesiąc. Wniosek przeszedł, bo główni właściciele – Skarb Państwa i Nafta Polska – mają 59 proc. akcji w Lotosie.

Ale trudno przewidzieć, czy nawet 20 lutego akcjonariuszom uda się omówić wszystkie projekty uchwał. Może się okazać, że dyskutowana będzie wówczas tylko sprawa bankowych zabezpieczeń na majątku rafinerii gdańskiej w związku z planowanym kredytem. Lotos chce pożyczyć 1,5 mld dolarów w bankach na potrzeby gigantycznego programu inwestycyjnego. Rzecznik Lotosu Marcin Zachowicz zapewniał wczoraj, że odłożenie obrad NWZA nie ma znaczenia dla obecnego finansowania inwestycji. Lotos ma własne środki i w grudniu ub. roku zaciągnął kredyt na 400 mln dolarów na pierwszą fazę inwestycji. Następnego, na 1,5 mld dolarów, potrzebuje na późniejsze prace.

Wydaje się mało prawdopodobne, by za miesiąc akcjonariusze Lotosu zaakceptowali pomysł zmiany systemu wynagrodzeń zarządu i wprowadzenia opcji menedżerskich. Szefowie Lotosu w projekcie uchwały na wczorajsze NWZA zaproponowali, by ich płace wzrosły i zostały powiązane ze średnią pensją w grupie. Teraz obowiązuje ich ustawa kominowa i zarabiają sześciokrotność średniej płacy w kraju (około 17 tys. zł miesięcznie). Według nowych zasad prezes mógłby zarabiać o ponad 50 tys. więcej. Minister skarbu przygotowuje własne propozycje zmian w ustawie kominowej, które będą gotowe za kilka miesięcy. Zatem za miesiąc projekt uchwały o wynagrodzeniach szefów Lotosu nie ma raczej szans na akceptację NWZA. Równie niepewny jest los uchwały o opcjach menedżerskich, dzięki którym kadra kierownicza Lotosu mogłaby kupić akcje firmy z dyskontem.