„Amerykańskie indeksy są zakładnikiem cen ropy” – napisał analityk giełdowy Deutsche Banku Binky Chadha, wskazując, że zależność między cenami surowca a wynikami wskaźników giełdowych jest najwyższa od półtora roku. A że wszystkie inne indeksy na świecie są zakładnikiem amerykańskich, łatwo zauważyć, co obecnie decyduje o sytuacji na parkietach. Ropa.
Indeksy w Nowym Jorku spadły znacznie bardziej (Dow Jones obniżył się o 3,1 proc.) niż wiele wskaźników na rynkach wschodzących, w tym WIG20 (1,6 proc.). Wynika to jednak w znacznej mierze z faktu, że najgorszym dniem dla inwestorów był piątek, kiedy amerykańskie indeksy kończą sesję najpóźniej. A to była symptomatyczna sesja na rynkach surowcowych i akcji. Kiedy Chińczycy w czwartek podnieśli ceny paliw, dążąc do ograniczenia popytu na nie, ceny ropy spadły o niemal 5 proc. (do 132 dol. za baryłkę), a na giełdach pojawiła się iskra nadziei. Dzień później jednak ceny ropy znów podskoczyły (do 136 dol.). Łatwo można sobie wyobrazić, że wielu inwestorów zadawało sobie retoryczne pytanie: jeśli ograniczenie popytu w Chinach nie jest w stanie ograniczyć wzrostu cen ropy, to co może to zrobić?
Akcjom (i obligacjom) szkodzą też obawy o inflację i wzrost stóp procentowych. W ostatnich dniach pojawiły się dwa ciekawe raporty, które prognozują rozwój sytuacji na giełdach. Comiesięczna ankieta Merrill Lynch przeprowadzana wśród kilkuset zarządzających funduszami inwestycyjnymi przyniosła dość pesymistyczne wyniki. Ponad 80 proc. ankietowanych netto (różnica między odsetkiem odpowiadających na pytanie „tak” a tych, którzy odpowiadają „nie”) uważa, że prognozy wyników dla spółek giełdowych na świecie są na razie zawyżone. Ponad 40 proc. zarządzających (netto) przeważa w swoich portfelach gotówkę kosztem akcji i obligacji. Pierwszy raz od wielu miesięcy znacząco wzrósł odsetek wskazujących, że akcje na rynkach wschodzących są przewartościowane. Na taką odpowiedź wskazało aż 21 proc. ankietowanych (w maju było to 5 proc.). Tak negatywne nastroje mogą zapowiadać dalsze spadki na giełdach. Z drugiej strony kumulacja pesymizmu często jest sygnałem do zwyżek i nie można wykluczyć, że tym razem tak będzie.
Drugi z raportów, o których warto wspomnieć, to prognozy przedstawione przez Citigroup. Analitycy banku rozważyli dwa skrajne scenariusze dla światowej gospodarki pokazujące, jak duży wpływ na wzrost gospodarczy będą miały ceny ropy. W jednym scenariuszu rosną one do 175 dolarów za baryłkę (w czwartym kwartale 2008 r.), w drugim spadają do 90 dolarów za baryłkę. W pierwszym scenariuszu wzrost gospodarczy na świecie w 2009 r. będzie aż o 1 pkt proc. niższy niż przy obecnych prognozach. W Stanach Zjednoczonych oznaczałoby to spadek PKB o 0,2 proc., a np. w Polsce wzrost zaledwie o 3,7 proc. W drugim scenariuszu wzrost PKB mógłby być aż o 1 pkt proc. wyższy, co dla Stanów Zjednoczonych oznaczałoby wzrost znacznie przekraczający 2 proc., a w Polsce sięgający ok. 5 proc.