Chińskie Centrum Handlu Hurtowego w Wólce Kossowskiej niedaleko Warszawy rozrasta się w imponującym tempie. Zaczęło się kilkanaście lat temu od kilku budek, głównie z ubraniami. Dziś są to już cztery hale o powierzchni 40 tys. mkw. Niedaleko stanął też podobny obiekt postawiony przez firmę wietnamską, który ma 65 tys. mkw.
Choć kossowskie hale uważane są za istne zagłębie podrabianych towarów i sprzedaży prowadzonej bez faktur, to ubiegłoroczne wpływy tylko z tytułu podatku od nieruchomości przyniosły gminie Lesznowola 2,2 mln zł. Działa tam już 600 – 700 firm.
Z jednej strony rzeczywiście są tam oferowane podrabiane ubrania znanych marek, ale dla wielu mniej zarabiających osób towary produkowane w Chinach są szansą na zakup tańszej odzieży. – Chiny są niemal bezkonkurencyjne, jeśli chodzi o syntetyki. Może z nimi konkurować tylko produkcja z Wietnamu czy Malezji – mówi Mariusz Gnych, członek zarządu spółki NG2 sprzedającej obuwie pod markami CCC, Boti czy Quazi. – Jeśli jednak chodzi o wyroby ze skóry, to sytuacja wygląda już inaczej i dlatego coraz bardziej stawiamy na Indie czy Brazylię, gdzie jakość jest wyższa – dodaje.
Od wielu lat chińska produkcja przestała być domeną straganów. Zaopatrują się w nią także sieci sklepów, w tym niektóre hipermarkety. – Postawiliśmy na własne marki odzieżowe Cherokee oraz Florence & Fred, produkowane oczywiście głównie w Chinach, sprowadzane przez naszą centralę zakupową, co daje jeszcze większą kontrolę nad jakością – mówi Przemysław Skory z Tesco.
Produkcja w Chinach, choć tania, ostatnio jest jednak na cenzurowanym. W sezonie zakupów przedświątecznych niemal co kilka dni pojawiały się informacje o szkodliwym dla zdrowia składzie np. kosmetyków czy zabawek produkowanych w Chinach. Dlatego przed firmami pracującymi z chińskimi podwykonawcami stoi nowe wyzwanie. – Nie mamy takiego problemu. Nasi pracownicy regularnie jeżdżą do Chin sprawdzać jakość, czasami korzystamy też z usług firm zewnętrznych i jak dotąd kłopotów z tym nie mamy – mówi Grzegorz Koterwa, członek zarządu spółki Artman, właściciela marki House. Wiele znanych polskich marek nie odniosłoby pewnie w kraju takiego sukcesu, gdyby nie miały możliwości produkcji części swoich wyrobów w Chinach. Z jednej strony daje im to masową produkcję, z drugiej – klienci mogą liczyć na niższe ceny. Dziś zlecanie produkcji w Chinach ciągle jest popularne. W tym kraju nadal większość transakcji rozliczana jest w amerykańskim dolarze, co przy jego osłabianiu się wobec złotego daje możliwości dodatkowego zysku. Polskie firmy przyznają jednocześnie, że Chińczycy starają się też podnosić ceny, aby ich produkcja była opłacalna. Nadal jednak z powodu bardzo niskich kosztów pracy są bardzo konkurencyjni.