Z przygotowaniem oferty towarzystwa czekają na finał parlamentarnych prac nad nowelizacją ustawy o ubezpieczeniach rolnych. Od jesieni ma zmienić się zakres ochrony i ceny polis. Przedstawiciele towarzystw zarzucają rządowi, że zbyt późno przesłał projekt zmian do Sejmu. W pracach tych co chwila przepadają jedne poprawki i pojawiają się nowe zapisy. W minionym tygodniu przeszła m.in. propozycja, by z dotowanych obowiązkowych ubezpieczeń mogli również skorzystać właściciele gospodarstw przekraczających 300 ha. Przepadły natomiast zapisy, na które liczyli ubezpieczyciele, zwiększające pomoc państwa w przypadku suszy. – Przy obecnych zapisach w projekcie noweli firmy nie będą ubezpieczały rolników od suszy lub będą to robić bardzo ostrożnie – kwituje Konrad Rojewski, przewodniczący Komisji Ubezpieczeń Rolnych PIU.
Państwo ma uczestniczyć w odszkodowaniach za uprawy zniszczone z powodu suszy, jednak dopiero gdy kwoty wypłacone przez towarzystwa przekroczą 90 proc. zebranych składek. Wówczas 60 proc. odszkodowań pokryje budżet (środowisko ubezpieczeniowe liczyło, że będzie to 75 proc.), resztę towarzystwa. Dlaczego towarzystwa tak obawiają się suszy? Bo uważają ją za niemal pewne ryzyko. Uzasadniają, że Polska jest krajem, w którym 80 procent gruntów ornych stanowią gleby lekkie, wysoko narażone na niedobór wody. – W tegorocznym budżecie zarezerwowane jest 545 mln złotych na dopłaty do składek oraz na fundusz wsparcia dla ubezpieczycieli w przypadku suszy – wyjaśnia Aleksandra Szelągowska, dyrektor Departamentu Finansów w Ministerstwie Rolnictwa.
Cały system tworzony jest, by zachęcić rolników do samodzielnego szukania finansowej ochrony. W 2010 roku we wszystkich krajach Unii ma wejść w życie dyrektywa zezwalająca na wypłaty z budżetu zapomóg z powodu suszy czy powodzi tylko tym rolnikom, którzy wcześniej ubezpieczyli swoje uprawy. Tymczasem według ekspertów, jeśli w ciągu najbliższego roku zostanie ubezpieczonych 20 proc. gruntów rolnych, to i tak będzie to ogromny sukces (rolnicy mają 12 miesięcy na zakup obowiązkowej polisy). Za brak ubezpieczenia grożą symboliczne kary – tylko 2 euro od każdego nieubezpieczonego hektara (w noweli podwyższono je do 50 euro za brak polisy). – Kary są małe, wzrasta jednak ryzyko wystąpienia suszy, gradobicia czy powodzi i dlatego rolnicy coraz chętniej będą wykupywali polisy – twierdzi szef izb rolniczych Wiktor Szmulewicz. Sam jest właścicielem 60-hektarowego gospodarstwa nastawionego na produkcję mleka i nie korzystał z żadnych ubezpieczeń dotowanych z budżetu państwa, bo ceny były za wysokie.
– Obowiązująca od trzech lat ustawa o dopłatach do ubezpieczeń upraw rolnych znacznie ożywiła zainteresowanie rolników tymi polisami – przyznaje „Rz” Andrzej Janc, dyrektor biura ubezpieczeń rolnych w Concordii.