Tylko jeden samolot Lufthansy, który późnym południem lądował na warszawskim Okęciu, miał opóźnienie. I to zaledwie kilkunastominutowe. Dla porównania samoloty innych przewoźników miały większe problemy, np. samolot LOT z Nowego Jorku spóźnił się aż cztery godziny.

W Hamburgu z opóźnieniem odbyła się za to uroczystość przekazania Airbusa A380 arabskiej linii Emirates. Z powodu strajku nie wszyscy zaproszeni na nią zdążyli. Do 16 samoloty Lufthansy wykonały ponad 1 tys. lotów i tylko kilka miało niewielkie opóźnienie.

Związek zawodowy ver.di, który zorganizował strajk, twierdzi, że w pierwszym dniu wzięło w nim udział ok. 4 tys. pracowników z 55 tys. jego członków. Związkowcy zapewniają jednak, że strajk będzie trwał, a jego efekty staną się coraz dotkliwsze dla pracodawcy i dla klientów Lufthansy. Zdaniem analityków rynku lotniczego protest może kosztować przewoźnika 5 mln euro dziennie.

Związkowcy strajkują, bo chcą podwyżek. Na razie negocjacje stanęły w martwym punkcie. Związkowcy chcą 9,8 proc. podwyżki płac, Lufthansa oferuje 6,8 proc. rozłożone w czasie.

Celem strajku jest spowodowanie jak największych strat bez odwoływania lotów. – Wprowadzenie programu awaryjnego, który złagodzi skutki strajku, będzie dla firmy bardzo kosztowne – powiedział Erhard Ott z ver.di.