Wartość eksportu, wyrażona w euro, wzrosła w lipcu o 22,7 proc. w porównaniu z lipcem 2007 r. – podał w piątek Narodowy Bank Polski. W tym czasie import rósł nieco wolniej – o 22,4 proc. Dzięki temu deficyt w wymianie towarowej wyniósł 1,6 mld euro i był mniejszy niż w czerwcu.
Doskonałe wyniki eksportu wpłynęły też na stosunkowo niski deficyt na rachunku obrotów bieżących. NBP oszacował go w lipcu na 1,2 mld euro. To sporo mniej, niż oczekiwał rynek, ekonomiści wskazywali bowiem na 1,9 mld euro. Lipcowe dane o bilansie płatniczym ocenione zostały jako dobre, ale nikt nie wpada z ich powodu w euforię. – Eksport ma to do siebie, że podlega dużym miesięcznym wahaniom. Choć lipcowe dane są dobre, sprzedaż za granicę powoli wyhamowuje ze względu na osłabienie popytu w krajach UE i USA – mówi Piotr Kalisz, ekonomista Citibanku.
Dariusz Winek, główny ekonomista BGŻ, zwraca uwagę, że o ile dynamika eksportu wyrażonego w euro wzrosła w lipcu bardzo silnie, o tyle wyrażona w złotych była już mało imponująca – 6,1 proc. – Szybka aprecjacja złotego wpływa pozytywnie na dynamikę wartości sprzedaży w walutach obcych – mówi Winek.
Nastroje wśród eksporterów są minorowe. – W lipcu ub. roku kurs złotego wobec euro wynosił 3,8 zł, a do lipca tego roku spadł do 3,2 zł. Nasza sprzedaż na rynki zagraniczne załamała się – mówi Sławomir Kawalec, prezes Sokołów Eksport, firmy zajmującej się sprzedażą za granicę wyrobów zakładów mięsnych Sokołów. – Przez dwa wakacyjne miesiące eksport wynosił 70 proc. zwykłego poziomu.
Rozgoryczony jest też Wojciech Słodyczka, prezes firmy Silverado, producenta ozdób choinkowych. – Jeszcze kilka tygodni temu myśleliśmy o zakończeniu działalności – mówi. – Kontrakty sprzedażowe zawieraliśmy, gdy dolar kosztował 2,7 zł, a realizowaliśmy przy 2 zł. To mniej niż koszt produkcji, który wynosi 2,2 zł – opowiada. Ostatnio dolar ustabilizował się w okolicach poziomu 2,4 zł, co pozwoli firmie wykaraskać się z kłopotów.