Zanim stoczniowcy z Gdyni i Szczecina ruszyli palić opony na brukselskie rondo Schumana, w negocjacjach między polskim rządem a Komisją Europejską doszło do nieoczekiwanego zwrotu. W poniedziałek późnym wieczorem resort skarbu otrzymał pięciostronicowe pismo od unijnej komisarz ds. konkurencji Neelie Kroes. Komisarz daje Polsce czas do 3 listopada na aprobatę jej propozycji restrukturyzacji obu stoczni.
To wariant podobny do tego, jaki zastosowano w przypadku greckich linii lotniczych Olympic Airways: wyodrębnienie majątku trwałego obu stoczni, ich sprzedaż w przetargu, spłata długów i likwidacja powstałych tą drogą spółek wydmuszek. Jeśli rząd nie zaakceptuje tej propozycji, KE wyda decyzję nakazującą stoczniom zwrot przyznanej im pomocy publicznej – i to prawdopodobnie już w listopadzie. Dotąd z MSP płynęły optymistyczne sygnały: decyzji miało w ogóle nie być za cenę uchwalenia w pilnym trybie stoczniowej specustawy, która pozwalałaby zmienić polskie przepisy tak, by przeprowadzić tę operację. Taką propozycję złożono na piśmie KE tydzień temu.
– Rozważamy, jak odnieść się do uwag pani komisarz. Najwyraźniej nasze propozycje nie odpowiadają w pełni jej oczekiwaniom – mówi „Rz” Zdzisław Gawlik, wiceminister skarbu nadzorujący sektor stoczniowy. – Rozbieżności dotyczą m.in. tego, czy w Gdyni i Szczecinie po sprzedaży majątku zakładów będzie nadal prowadzona działalność stoczniowa. My chcielibyśmy, by tak było – dodaje.
Zdaniem prawników stocznie nie poradzą sobie bez dodatkowej pomocy publicznej. Mało prawdopodobne, by KE się na to zgodziła. Według Zdzisława Gawlika komisarz Kroes nie odnosi się do tej kwestii.