Firmy energetyczne, które twardo lansują plan częściowego uwolnienia cen energii elektrycznej dla ludności, wyliczyły, że spowoduje to wzrost opłat w przeciętnej rodzinie o ok. 50 zł rocznie. Tak wynika z szacunków, jakich dokonano w Tauronie – drugiej co do wielkości grupie w kraju.
Odpowiedzialny za handel wiceprezes firmy Krzysztof Zamasz zapewniał „Rz”, że odbiorcy, którzy wykorzystują do 1,2 tys. kilowatogodzin energii rocznie, nie muszą obawiać się podwyżek opłat, bo dla nich ceny pozostałyby na obecnym poziomie i nie podlegałyby uwolnieniu.
– To byłby rodzaj taryfy socjalnej dla osób używających najmniej energii, a takich w naszej grupie jest ok. 300 – 400 tys. – powiedział „Rz” wiceprezes Taurona. – Dla pozostałych odbiorców podwyżka nie powinna być dotkliwa, wyniosłaby około 5 procent. W Tauronie przeciętna rodzina płaci obecnie rocznie rachunek w wysokości ok. 900 zł (zużywając 1,9 – 2 tys. kWh energii).
Wiceprezes Zamasz przekonuje, że zwiększając opłaty dla części odbiorców indywidualnych, Tauron będzie mógł obniżyć cenniki dla firm, które od wielu tygodni narzekają na drastyczny wzrost rachunków za elektryczność. Mogą one spaść o 4 – 6 proc.
Tauron wraz z trzema innymi państwowymi firmami – Polską Grupą Energetyczną, poznańską Eneą i gdańską Energą, zaproponował plan częściowego uwolnienia cen elektryczności dla gospodarstw domowych, bo obecne taryfy – jak przekonuje – nie pokrywają im kosztów. Wszystkie cztery grupy domagały się w tym roku znaczących podwyżek – nawet o ponad 20 proc., ale po długich dyskusjach z prezesem URE dostały zgodę tylko na 10-proc. wzrost. Dlatego znalazły wyjście w postaci taryfy socjalnej, czyli de facto zamrożenia cen dla części klientów (zużywających do 1,2 tys. kWh). Firmy liczą na poparcie ministra gospodarki, któremu za kilka dni przedstawią szczegółową propozycję.