Największą rewolucją byłoby zastąpienie boeingów 737, wykorzystywanych na najbardziej prestiżowych trasach lotu, airbusami A320. Prezes LOT będzie miał trudne zadanie przekonania pilotów do tej decyzji.
Podczas trwającego Międzynarodowego Salonu Lotniczego w Farnborough pod Londynem prezes LOT Sebastian Mikosz rozmawiał z szefami Airbusa, Bombardiera, Embraera i ATR. Decyzje co do wyboru floty muszą zapaść szybko, bo wymaga tego nowa siatka połączeń LOT. Tylko na ten rok przewidziane są premierowe rejsy do Hanoi, Kairu i Damaszku. Na rok przyszły, kiedy już przylecą Dreamlinery – według przedstawicieli Boeinga termin dostaw nie ulegnie kolejnemu opóźnieniu i został wyznaczony na III kw. 2011 r. – Mikosz przewiduje połączenia z Dalekim Wschodem: portami japońskimi, ale być może też ze stolicą Malezji Kuala Lumpur, skąd jest duży ruch tranzytowy np. do Australii.
– Bangkok i Singapur są szalenie atrakcyjne, ale i ceny biletów są tam wyżyłowane. Kuala Lumpur to bardzo atrakcyjny kierunek i daje możliwości rozwoju – mówił „Rz” Mikosz po rozmowach z prezesem Malaysian Air System, największej linii w tym kraju. – dreamliner daje nam ogromne możliwości – dodał.
Zdaniem prezesa LOT trudny jest powrót do Chin, ponieważ nadal nie ma zezwolenia Rosjan na przeloty nad Syberią. Jeśli tego zezwolenia LOT nie dostanie, trasy do Chin nie będą miały finansowego uzasadnienia.
Rewolucją we flocie będzie wymiana wysłużonych ATR prawdopodobnie na maszyny Bombardiera Q400. Bombardier ma tę przewagę nad ATR 600, że pierwsze dostawy maszyn, których cena katalogowa wynosi ok. 26 mln dol., mogłyby już zacząć się w kwietniu 2011 r. Komfort podróży w porównaniu z ATR jest znacznie wyższy. Mirosław Zalewski, kapitan latający w południowoafrykańskich South African Express, który jest fanem tych maszyn, mówił „Rz” w Farnborough: – Bardzo lubię opowiadać pasażerom o tym samolocie. To jedna z najnowocześniejszych maszyn tego typu na rynku.