Badania przeprowadzone przez SGH potwierdzają, że jeśli chodzi o rynek towarów luksusowych, ciągle jesteśmy europejskim zaściankiem. Spośród siedmiu najcenniejszych marek odzieżowo-biżuteryjnych w Polsce obecne są jedynie dwie, i to z końcówki tego zestawienia, czyli Armani i Burberry. W przypadku potentatów branży i jednocześnie najwyżej ocenianych przez rynek, jak Louis Vuitton, Gucci i Hermes, widoki na otwarcie butików są nadal słabe. Choć od lat się o nich spekuluje, to jednak konkretów brak. Tymczasem Luis Vuitton ma już od dawna sklepy w Pradze, Budapeszcie czy Kijowie.
Stąd trudno się dziwić, że skoro tych marek na ulicach nie widać, to w badaniu uzyskiwały jedynie jednocyfrowy poziom wskazań. – Drogie marki nie są w Polsce tak znane. Z kolei taki Adidas u nas mocno kojarzy się z marką zachodnią, a więc lepszą, którą jednocześnie można kupić bez problemu – mówi Anna Nalazek, prezes firmy doradczej Intuition. Podejście luksusowych brandów do naszego rynku zaczyna się powoli zmieniać. Tylko w ostatnich tygodniach pojawiły się nowe butiki takich marek jak Carolina Herrera, Tod’s, kolejne sklepy Burberry czy Salvatore Ferragamo. Oczywiście dzieje się to w największych polskich miastach, więc to nie zaskoczenie, iż w skali kraju rozpoznawalność marek z tego segmentu jest znacznie niższa.
– Trudno się dziwić, że w mniejszych miastach osoby ich nie znają. W dużych aglomeracjach sytuacja wygląda na pewno inaczej – mówi Jerzy Mazgaj, który wprowadził do Polski np. Burberry.
Firma doradcza KPMG podaje, że szeroko rozumiany polski rynek towarów luksusowych (odzież, biżuteria, samochody czy samoloty lub nieruchomości) w tym roku wart będzie nawet 27 mld zł.
Z przeprowadzonych na potrzeby raportu o polskim luksusie badań wynika, że w ciągu najbliższych dwóch – trzech lat może wzrosnąć nawet o połowę. Dane są bardzo optymistyczne – towary luksusowe kupuje, choć z różną częstotliwością, ponad 2 mln osób.