Reklama
Rozwiń
Reklama

Koła za 2 miliony dolarów

Na otwartym 17 listopada salonie samochodowym w Los Angeles nie mogło zabraknąć firm zajmujących się tuningiem aut. Przecież właśnie w LA narodził się zwyczaj „poprawiania” seryjnych aut

Publikacja: 19.11.2010 08:55

Tuning jest atrakcyjny nawet dla wlaścicieli limuzyn, jak pokazuje przykład Lexusa LS

Tuning jest atrakcyjny nawet dla wlaścicieli limuzyn, jak pokazuje przykład Lexusa LS

Foto: Rzeczpospolita, Robert Przybylski rp Robert Przybylski

Tuningowcy mieli dla siebie nie tylko całą halę, ale i spore stoisko tuż przy głównym wejściu. W południowej Kalifornii 60 procent aut jest stuningowanych – mają indywidualnie dobrane koła, spojlery lub są całkowicie przebudowane, łącznie z nowym wnętrzem i np. składanym dachem. Rynek tuningu wart jest w Kalifornii ok. miliarda dolarów. Nic dziwnego, że zainteresowane są nim duże przedsiębiorstwa. Największy na świecie od dwudziestu lat dealer Forda, Galpin, którego przychody w 2009 roku wyniosły pół miliarda dolarów, założył oddzielną spółkę Galpin Auto Sports, która zajmuje się wyłącznie przeróbkami samochodów i nie gardzi żadną marką. Na jej stoisku można było podziwiać przerobione m.in. Hondy, Chevrolety, Fordy i Rolls-Royce’y. – Zazwyczaj klienci życzą sobie wymiany kół na większe – mówi sprzedawca Galpin Auto Sports. Dodaje, że ceny tuningu zaczynają się od 1600-1700 dolarów. Ręczne malowanie karoserii to już wydatek siedmiu tysięcy. Kalifornijska spółka WTW, która zajmuje się tuningiem wyłącznie sportowych aut od Mercedesów SLS po Ferrari, ma odpowiednio droższy cennik: sama wymiana kół to wydatek co najmniej 10 tys. dolarów. Za 22-calowe obręcze i kilka zmian w zawieszeniu można zapłacić nawet 50 tys. dolarów. Wszystkich pobił jednak klient, który w Galpin zamówił obręcze kół wysadzane diamentami – komplet kosztował 2 mln dolarów.

[srodtytul]Modne tylko matowe[/srodtytul]

Zaledwie kilka lat temu pod kasynami Las Vegas błyszczały wyłącznie białe lub czarne SUV-y. Dzisiaj biały (także w odcieniach perłowych) jest już niemodny. Chłopcy z miasta malują bryki na czarny lub szary mat. Do tego montują w autach największe możliwe obręcze i potężne wzmacniacze audio. Ropa znów jest tania, więc w tym roku wielką popularnością cieszą się duże samochody. – Widzimy, że klienci znów chętnie kupują SUV-y – mów rzecznik prasowy firmy handlującej autami AutoTrader.com Mark Scott. Tuningowcy, po trudnym 2009 roku, zacierają ręce. Do SUV-ów sprzedają obręcze o średnicy 26 cali – są o 3,5 cala większe od kół jeżdżących po polskich drogach tirów. Wielki jest nie tylko rozmiar, ale i cena – od 3 tys. dolarów za sztukę. Biznes najwyraźniej nie jest najgorszy, skoro jeden z największych dystrybutorów tego typu kół na ten rok przygotował 16 nowych wzorów. Do takich obręczy obowiązkowo trzeba zmienić zawieszenie, więc całkowity rachunek dochodzi to kilkadziesiąt tys. dolarów.

[srodtytul]Młodzi i starzy[/srodtytul]

Według sprzedawców tuningiem interesują się najróżniejsi ludzie, nie tylko z Kalifornii, ale całego świata. Widać to choćby po nazwach obręczy: California, Sicily, Tel-Aviv, Baghdad. Sprzedawca firmy Galpin zapewnia, że klienci są z najróżniejszych krajów. Nawet przedstawicielka Sciona – marki Toyoty przygotowanej dla młodych przyznaje, że kolorowe i udziwnione auta kupują także emeryci – nasze samochody są tanie i zapewne to ich przyciąga – przypuszcza. Dodaje jednak, że najwięcej dodatków zamawiają młodzi klienci, mający poniżej 24 lat. Scion ma pakiety, np. optyczny (oferuje różne obręcze i nalepki), audio (kilka gradacji sprzętu grającego). Sprzedawca Galpin Auto Sports przyznaje, że klienci to głównie 30-40-letni mężczyźni. Wyłącznie oni decydują się na najbardziej skomplikowane i kosztowne modyfikacje mechaniczne – nowe zawieszenia, mocniejsze silniki. Części produkowane są na miejscu. Galpin większość komponentów do tuningu kupuje od dostawców kalifornijskich.

Reklama
Reklama

Tuningowcy mieli dla siebie nie tylko całą halę, ale i spore stoisko tuż przy głównym wejściu. W południowej Kalifornii 60 procent aut jest stuningowanych – mają indywidualnie dobrane koła, spojlery lub są całkowicie przebudowane, łącznie z nowym wnętrzem i np. składanym dachem. Rynek tuningu wart jest w Kalifornii ok. miliarda dolarów. Nic dziwnego, że zainteresowane są nim duże przedsiębiorstwa. Największy na świecie od dwudziestu lat dealer Forda, Galpin, którego przychody w 2009 roku wyniosły pół miliarda dolarów, założył oddzielną spółkę Galpin Auto Sports, która zajmuje się wyłącznie przeróbkami samochodów i nie gardzi żadną marką. Na jej stoisku można było podziwiać przerobione m.in. Hondy, Chevrolety, Fordy i Rolls-Royce’y. – Zazwyczaj klienci życzą sobie wymiany kół na większe – mówi sprzedawca Galpin Auto Sports. Dodaje, że ceny tuningu zaczynają się od 1600-1700 dolarów. Ręczne malowanie karoserii to już wydatek siedmiu tysięcy. Kalifornijska spółka WTW, która zajmuje się tuningiem wyłącznie sportowych aut od Mercedesów SLS po Ferrari, ma odpowiednio droższy cennik: sama wymiana kół to wydatek co najmniej 10 tys. dolarów. Za 22-calowe obręcze i kilka zmian w zawieszeniu można zapłacić nawet 50 tys. dolarów. Wszystkich pobił jednak klient, który w Galpin zamówił obręcze kół wysadzane diamentami – komplet kosztował 2 mln dolarów.

Reklama
Biznes
Biznes potrzebuje imigrantów, Shein pod ostrzałem Francji, Trump pomnaża majątek
Materiał Promocyjny
Czy polskie banki zbudują wspólne AI? Eksperci widzą potencjał, ale też bariery
Biznes
Zachodnie koncerny znów rejestrują swoje marki w Rosji. Dlaczego to robią?
Biznes
Miało być bezpiecznie, będzie oszczędnie. Rząd majstruje przy cyberbezpieczeństwie
Biznes
Google inwestuje w Niemczech. Dobra wiadomość dla niemieckiego rządu
Materiał Promocyjny
Urząd Patentowy teraz bardziej internetowy
Biznes
Nowy cel klimatyczny UE, obniżka stóp i kłopoty handlu
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama