– Dwa fundusze: Fundusz Ubezpieczeń Społecznych i Fundusz Emerytalno-Rentowy (w KRUS), wymagają wsparcia. Pierwszy w wysokości ponad 70 mld zł, a drugi ok. 14 mld zł – tłumaczy Wojciech Nagel, ekspert BCC.
Od razu zastrzega jednak, że KRUS tak naprawdę jest funduszem nie ubezpieczeniowym, ale zabezpieczeniowym. – I jeśli go tak traktować, to powinniśmy w dotacji z budżetu uwzględnić wartość podatku rolnego. A wtedy dotacja rzeczywista, niepochodząca z rolnictwa, wynosi ok. 9 mld zł rocznie – dodaje Nagel. Jednak jego zdaniem sporym problemem jest to, że do wydatków w funduszach z dużymi deficytami dopasowywane jest rozdzielanie pieniędzy w pozostałych funduszach. – W ciągu dwóch lat Fundusz Rezerwy Demograficznej, jedyny, gdzie rzeczywiście mamy gotówkę, a nie wirtualne zapisy, ma oddać 11,5 mld zł. Znowu niewiele w nim pozostanie – dodaje.
Pracodawców niepokoi też sposób zarządzania pieniędzmi z Funduszu Pracy i Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych. Oba w zeszłym i w tym roku wypracują nadwyżki. FP kosztem zmniejszenia pieniędzy na aktywną pomoc dla bezrobotnych i dla firm na tworzenie nowych miejsc pracy. Z projektu ustawy budżetowej wynika, że będzie to ok. 8 mld zł na koniec tego roku.
– To dobrze, jeśli w obu tych funduszach są nadwyżki w czasie dobrej koniunktury, po to, by były wykorzystywane w czasie kryzysu – przyznaje Zbigniew Żurek, wiceprezes BCC. – Jednak źle, gdy po pieniądze, na które obowiązkowe składki płacą pracodawcy, sięga rząd, by ratować kondycję finansów publicznych – podkreśla. Dodaje, że od kilku lat z pieniędzy FP opłacane są np. staże podyplomowe dla pielęgniarek i położnych.
Wojciech Nagel uważa, że w sytuacji, gdy w obu funduszach są tak wysokie nadwyżki, składki powinny być, choćby czasowo, obniżone.