Wstrzymane przetargi drogowe

Najstarsze przetargi na budowę nowych dróg, które do tej pory nie zostały rozstrzygnięte, zostały ogłoszone w listopadzie 2008 roku – mowa o budowie drogi ekspresowej nr 3 na odcinku z Gorzowa Wielkopolskiego do Międzyrzecza. Na rozstrzygnięcie czeka także przetarg na budowę A18 z Olszyny do Golinic z czerwca 2009 roku i trasy S8 z miejscowości Walichnowy do Sieradza. Wybór firmy, która wybuduje ten ostatni, rozpoczął się w listopadzie 2010 r.

Kłopot z rozstrzygnięciem najdłużej ciągnących się postępowań ma być wynikiem m.in. zawirowań z obszarami Natura 2000 z 2008 roku. Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad wstrzymała wówczas rozpoczynanie wszelkich nowych inwestycji do czasu przyjęcia nowych ustaleń i uzupełniania dokumentacji środowiskowych.

[srodtytul]Utopione pieniądze[/srodtytul]

Firmy ubiegające się o kontrakty w przygotowanie ofert zainwestowały miliony złotych. Wstrzymanie inwestycji może zachwiać kondycją całej branży.

[wyimek]60 mld zł warte są obecnie realizowane inwestycje drogowe[/wyimek]

Zawieszone postępowania mają być wznowione w ciągu kilku tygodni, po uchwaleniu przez rząd nowego planu rzeczowego i finansowego budowy dróg na lata 2011 – 2015. Wówczas okaże się, które inwestycje będą realizowane. Jak zapowiedział Mikołaj Karpiński, rzecznik resortu infrastruktury, nie wszystkie prace, na wykonanie których zostały ogłoszone przetargi, będą realizowane. Dziś nikt nie podejmuje się oszacowania kwoty, na jaką drogowcy będą mogli podpisać nowe umowy.

– Wiele przetargów z tych zawieszonych to takie, w których nie zostały jeszcze złożone oferty cenowe, a jedynie przeprowadzono prekwalifikacje – szacuje Dariusz Blocher, prezes Budimeksu. Ich wartość wynosi kilkaset mln zł.

– Najbardziej żałujemy takich przetargów jak na budowę S7 z Pruszcza Gdańskiego do Gdańska i fragmentów trasy S3. Złożenie ofert cenowych miało nastąpić w listopadzie zeszłego roku, potem w grudniu, teraz zostało przesunięte na koniec stycznia – wylicza Blocher.

A każda przygotowana oferta to dla firmy koszty. – Liczone w setkach tysięcy złotych – mówi Konrad Jaskóła, prezes spółki Polimex-Mostostal. – Przygotowanie oferty na budowę 20 km drogi ekspresowej i autostrady to koszt 100 tys. zł. W przypadku kontraktu „projektuj i buduj” to już ok. 500 mln zł – wylicza Dariusz Blocher.

Tych pieniędzy firmy nie odzyskają. – Wina nie leży dzisiaj po stronie zamawiającego, czyli GDDKiA, bo ta jest gotowa umowę podpisać i realizować zadanie, ale po stronie rządu, który zmniejszył limit wydatków Krajowego Funduszu Drogowego. Teoretycznie można skarżyć państwo, ale w praktyce nikt się na to nie zdecyduje, bo grozi to utratą kolejnych pieniędzy na sąd – mówi Adrian Furgalski, ekspert do spraw transportu.

[srodtytul]Zamieszanie na rynku[/srodtytul]

– Potencjał wykonawczy firm zgromadzonych na polskim rynku jest tak duży, pojawiło się wiele nowych firm z Unii Europejskiej i spoza niej – jeżeli zapowiadane nakłady na nowe drogi zostaną obcięte, pojawi się jeszcze większa konkurencja w przetargach i zaczniemy się nawzajem wycinać – mówi Konrad Jaskóła.

W projekcie rządowego programu budowy dróg na lata 2011 – 2015 inwestycje, które „mogą się rozpocząć przed 2013 rokiem”, są szacowane na ok. 42,8 mld zł.

– Z dużą dozą prawdopodobieństwa możemy powiedzieć, że projekty z listy rezerwowej nie zostaną zrealizowane – mówi Zbigniew Kotlarej, prezes Polskiego Kongresu Drogowego i były szef Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad.

– Konsekwencje finansowe dla rynku będą poważne. 2011 ma być rokiem kontynuacji rozpoczętych inwestycji, może pojawi się kilka nowych umów. Te firmy, które liczyły na zbudowanie portfela zamówień w najbliższych dwóch latach, nie zrobią tego. Będą musiały się przebranżowić, zastanowić nad innym modelem funkcjonowania – prognozuje Kotlarek. Jak dodaje, nie liczy jednak na spadek cen oferowanych w tych przetargach, które jednak będą rozstrzygane.

– Doszliśmy do ściany, tym bardziej że cena materiałów budowlanych rośnie. Nie można jednak wykluczyć, że znajdzie się desperat, któremu będzie zależało na pracy za wszelką cenę – podsumowuje Zbigniew Kotlarek.

[ramka][srodtytul]Opinia: Jerzy Polaczek, były minister transportu [/srodtytul]