Choć tempo wzrostu eksportu hamuje, to część branż i firm tego nie czuje. – Kłopoty zapewne będą miały przedsiębiorstwa mocno sprzężone z zagranicznymi koncernami, spółkami matkami. Tak właściwie ich eksport to reeksport, a nie sprzedaż oryginalnych i samodzielnych produktów – tłumaczy Janusz Filipiak, prezes Comarchu, spółki działającej na rynku IT. – Pozostali, tak jak my, płacą wysoką cenę za utrzymywanie się i zdobywanie nowych rynków, ale nie odczuwamy zawirowań za granicą.
Ratunek w kraju?
– Być może jest tak, że spowolnienie zamówień zagranicznych najpierw odczują podmioty włączone w europejski cykl produkcyjny, a innych ono ominie, ale spora część naszych firm to właśnie spółki zależne – ocenia Tomasz Kaczor, główny ekonomista BGK. Jego zdaniem eksport w przyszłym roku będzie rósł w 3-proc. tempie.
Mniejsze zamówienia dostają już firmy produkujące wyroby ze stali. – Ale nasz podstawowy rynek eksportowy to Niemcy – przyznaje Andrzej Ciepela z Polskiej Unii Dystrybutorów Stali. Branża powinna mimo to zakończyć ten rok z dobrymi wynikami. – Ratuje nas duży popyt wewnętrzny, głównie wynikający z inwestycji infrastrukturalnych.
Nieco gorzej sytuacja wygląda w branży kosmetycznej. – O ile po kryzysie w 2009 r. nastąpił wyraźny spadek zamówień z zagranicy, o tyle teraz ograniczają je również kontrahenci krajowi. Obawiają się zwiększać zapasy w atmosferze niepewności – twierdzi Jarosław Cybulski, dyrektor zarządzający Cederroth Polska, właściciela marek Soraya i Dermika.
Również Jacek Majdax, prezes Dax Cosmetics, przyznaje, że na niektórych rynkach popyt rósł w tym roku wolniej od oczekiwań. – Widzimy pewne spowolnienie, choć dla nas ten rok jest i tak wyjątkowo dobry, gdyż weszliśmy z kosmetykami do opalania do Egiptu i Turcji – wyjaśnia Majdax.