– Cały czas negatywnie oceniamy zakup Możejek. Była to inwestycja niepotrzebna z punktu widzenia Orlenu i kraju – podkreśla Jacek Krawiec, prezes PKN Orlen.
Orlen kupił Możejki w połowie 2006 r. za 2,8 mld dol., a potem dołożył kolejne 0,7 mld dol. Szef Orlenu już pod koniec 2010 r. szacował, że aby Możejki przynosiły satysfakcjonującą stopę zwrotu, musiałyby zarabiać 1 mld zł rocznie.
Dlaczego w takim razie zdecydowano o pozostawieniu litewskiej rafinerii w grupie? – Obecna sytuacja makroekonomiczna sprawia, że rynek fuzji i przejęć jest trudny, a wycena rafinerii jest na niskim poziomie – tłumaczy Krawiec.
Bank Nomura w imieniu koncernu skontaktował się z 30 potencjalnymi inwestorami z całego świata, ale oferty nie były zadowalające. – Zainteresowanie nie było duże. Otrzymaliśmy kilka niewiążących ofert kupna, ale były one znacznie niższe niż poniesione przez nas nakłady – przyznaje Krawiec. Dlatego Orlen postanowił, by kontynuować zwiększanie wartości Możejek w grupie.
Aktualizacji całej strategii można się spodziewać jednak nie wcześniej niż we wrześniu. Wtedy poznamy dokładną kwotę, jaką koncern przeznaczy na upstream. – Zamierzamy kilkakrotnie zwiększyć nakłady na wydobycie gazu łupkowego w stosunku do 700 mln zł na pięć lat, o których mówiliśmy wcześniej – zapowiedział na razie Krawiec.