W ciągu pierwszych pięciu miesięcy roku przedsiębiorcy nie wpłacili do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych 2,9 mld złotych składek za siebie i swoich pracowników. Tyle właśnie wynosi różnica pomiędzy wpływami na fundusze ubezpieczeniowe (w tym OFE) a tzw. przypisem, czyli składkami należnymi, deklarowanymi przez pracodawców. Rok temu różnica była o połowę mniejsza.
Profesor Stanisław Gomułka, głowy ekonomista BCC, ocenia, że świadczy to o coraz trudniejszej sytuacji przedsiębiorstw. – To oznacza, że firmy, które mają problemy z płynnością finansową, zadłużają się już nie tylko u kontrahentów, ale też opóźniają płatności do ZUS. Gdy wpadają w kłopoty, to wolą zapłacić pracownikom pensje, a zalegają ze składkami – mówi.
Zarządzany przez ZUS Fundusz Ubezpieczeń Społecznych jest kolejnym, po Narodowym Funduszu Zdrowia, gdzie wpływa mniej składek, niż to zaplanowano w budżecie. W NFZ różnica po pięciu miesiącach wynosiła 800 mln zł.
Te braki nie dziwią Wojciecha Nagela, członka rady nadzorczej ZUS i eksperta BCC. – Od kilku lat przy opracowywaniu budżetu rząd zakłada niższe od rzeczywistego bezrobocie, a za to wyższy wzrost płac – przypomina Nagel. Dodaje, że to właśnie od tego, ile osób będzie pracowało i jakie będzie dostawało pensje, zależy, ile pieniędzy wpływa w postaci składek do FUS. – A każda różnica o 1 pkt proc. bezrobocia i wzrostu płac oznacza po 1 mld zł mniej lub więcej składek – dodaje Nagel. Ekonomista obawia się, że do końca roku różnice pomiędzy planami a wpływami do FUS się powiększą.
Także inni członkowie rady nadzorczej ZUS przyznają, że niższe wpływy są niepokojące. – Na razie nie są to poważne kwoty, gdy weźmie się pod uwagę, że w ciągu roku ma wpłynąć ponad 122 mld zł ze składek. Ale niepokojące jest to, że znacznie więcej przedsiębiorstw zalega z wypłacaniem pracownikom pensji niż w poprzednich latach. A to oznacza, że wpadają w tarapaty – mówi Wiesława Taranowska z OPZZ.