Ropa z Morza Północnego staje się coraz bardziej popularnym instrumentem zabezpieczania pozycji dużych inwestorów, także dla firm amerykańskich. Rośnie wolumen kontraktów terminowych i opcji na Brent, kosztem dominującej jeszcze amerykańskiej ropy WTI.
Od 1 stycznia 2013 roku zwiększy się waga Brent, a zmaleje rola WTI w ważnym surowcowym indeksie S&P GSCI. Jest to związane z migracją dużych producentów i konsumentów. Arabia Saudyjska i inni producenci przestali wykorzystywać ropę z amerykańskich złóż lądowych jako bazę w transakcjach w USA na rzecz koszyka ropy z Zatoki Meksykańskiej, zaś rafinerie, odbiorcy końcowi i fundusze hedgingowe przerzucili się na Brent, gdyż, jak sadzą, gatunek ten bardziej precyzyjnie oddaje poziom globalnego ryzyka.
- Czy po prostu możemy zapomnieć o WTI? – pytał podczas konferencji w Londynie Ian Taylor, prezes Vitola, największej na świecie firmy handlującej ropą naftową. Jego zdaniem West Texas Intermadiate jako „międzynarodowa waluta" przestała mieć jakąkolwiek wartość.
W tym roku średni dzienny wolumen obrotu kontraktami terminowymi na Brent na londyńskiej giełdzie Intercontinental Exchange (ICE) jest o 30 tys. pakietów większy niż w przypadku kontraktów na WTI, którymi handluje się na nowojorskiej NYMEX. Jednak wolumen kontraktów na WTI na obu tych rynkach wciąż jest większy niż na Brent.
Jeśli chodzi o opcje na Brent rynek ten odpowiada jednej czwartej rynku opcji na WTI, ale w tym roku wolumen opcji Brent zwiększył się o ponad 300 proc. - Nawet średniej wielkości amerykańscy producenci zaczęli zmieniać swoje programy hedgingowe na korzyść Brent – zauważa Jack Kellet, szef działu ds. ropy naftowej w firmie brokerskiej GFI Group. Uczyniły to też m. In. takie amerykańskie firmy jak linie lotnicze Delta i Southwest Airlines.