– W sytuacji, kiedy raczej nie ma szans, aby dreamlinery szybko wróciły do siatki, LOT wypożyczy dwa samoloty bez załóg od firm leasingowych – powiedział „Rz" Marek Kłuciński, rzecznik LOT. W ten sposób w sezonie letnim LOT będzie miał pięć maszyn, tyle że nie dreamlinerów. Najprawdopodobniej chodzi o B767-300.
Tymczasem minister skarbu Mikołaj Budzanowski chciałby, żeby nowe maszyny udostępnił LOT Boeing. – Naszego przewoźnika nie stać na płacenie rat za samoloty, które nie latają. Na to mojej zgody nie będzie – powiedział minister w RMF FM. Szef resortu nie ukrywał, że wysłał już w tej sprawie list do amerykańskiego koncernu. Tyle że raty leasingowe LOT płaci amerykańskiemu Apple Bank for Savings of New York. Gwarancji na zakup B787 udzielił amerykański Exim Bank.
Minister Budzanowski zapewnia, że skoro letnia siatka połączeń LOT zakładała eksploatację nowych maszyn, to nie wyobraża sobie sprzeciwu po stronie amerykańskiej.
Pozostałe siedem linii, które odebrały już i uziemiły dreamlinery, nie domaga się od Boeinga maszyn zastępczych, lecz wypożycza je na rynku i zbiera rachunki, które potem zapłacą Amerykanie. Dla niektórych linii, jak na przykład dla niskokosztowego Norwegiana, opóźnienie dostaw oznacza całkowitą zmianę strategii, bo linia nie będzie mogła wprowadzić połączeń długodystansowych. W drugiej połowie tego roku Norwegian planował otwarcie połączenia Oslo–Bangkok.
Przewoźnicy nie naciskają na Boeinga, aby zrobił wszystko, by maszyny mogły latać ponownie jak najszybciej. W transporcie lotniczym na pierwszym miejscu jest bezpieczeństwo operacji. Wręcz przeciwnie, ze strony linii lotniczych słychać wyrazy wsparcia dla Boeinga. Tim Clark, prezes Emirates, wierzy, że ostatecznie „Boeing da sobie z tym radę" i że „innowacje są niezbędne w firmach, które korzystają z zaawansowanych technologii". Nie pomstuje głośno, jak to ma w zwyczaju, prezes Qatar Airways Akbar al-Baker, chociaż musiał przyciąć siatkę połączeń, nie mając nowych maszyn.