Od kiedy na polski rynek usług taksówkowych przez smartfony weszła międzynarodowa firma myTaxi, właściciele pioniera tej branży, iTaxi, nie mogą spać spokojnie. Dlatego ta firma, której udziałowcem jest Łukasz Wejchert, też przystępuje do agresywnej ekspansji.
Aplikacje, o których mowa, umożliwiają zamówienie taksówki bezpośrednio ze smartfona. To klient decyduje – na podstawie ceny czy preferencji dotyczących korporacji – z którym kierowcą nawiązać kontakt. Taksówkarz może przyjąć kurs „smartfonowy" wtedy, kiedy akurat czeka na zlecenie z centrali. Z ankiet prowadzonych wśród kierowców wiadomo, że dzieje się tak średnio przez dwie godziny dziennie. Od każdego zamówionego w ten sposób kursu właściciele aplikacji pobierają prowizję – w obu przypadkach jest to 3 zł.
- Jeżdżę z myTaxi od kilku tygodni i obecnie więcej moich zleceń pochodzi właśnie z tego systemu niż z rodzimej korporacji – twierdzi taksówkarz korporacji Damel w Warszawie. Z jego relacji wynika, że kilku jego znajomych kierowców zdecydowało się w ostatnim czasie na korzystanie z myTaxi – byli wśród nich także ci taksówkarze, którzy wcześniej używali iTaxi.
myTaxi, firma z siedzibą w Niemczech, działa w naszym kraju od września ubiegłego roku, na razie na terenie Warszawy. Od tego czasu udało jej się podpisać umowy z około 300 taksówkarzami.
- Przewidujemy rozszerzyć naszą działalność jeszcze w tym roku o trzy – cztery lokalizacje – mówi Krzysztof Urban, dyrektor finansowy i operacyjny myTaxi Polska. – Docelowo chcielibyśmy podwoić lub nawet potroić liczbę taksówkarzy w samej Warszawie.