Kilkadziesiąt lat temu słowo „Nuerburgring" budziło grozę wśród kierowców Formuły 1. Wówczas ścigano się po słynnej Nordschleife – Pętli Północnej. Jedno okrążenie to ponad 22 kilometry wąskiego, wyboistego asfaltu z drzewami rosnącymi niebezpiecznie blisko pobocza. Do pokonania było ponad 170 zakrętów, od wolnych nawrotów do przerażająco szybkich łuków, nierzadko ze ślepym, ukrytym za wzniesieniem wejściem. W niektórych miejscach, na przejściach przez szczyty, wyścigówki odrywały się od nawierzchni i skakały niczym auta rajdowe. Pogoda w górach Eifel też rzadko rozpieszczała kierowców: mgła czy deszcz były na porządku dziennym.
– Ten, kto mówi, że lubi ścigać się na Nordschleife, albo kłamie, albo jeździ za wolno – powiedział kiedyś trzykrotny mistrz świata Jackie Stewart, który ochrzcił to miejsce wiele mówiącym przydomkiem „Zielone Piekło". Szkot w przeciwieństwie do wielu ówczesnych kolegów po fachu przejmował się bezpieczeństwem kierowców, więc antypatia do najtrudniejszego i najbardziej niebezpiecznego toru w mistrzostwach świata była zrozumiała. Nie przeszkodziła jednak Stewartowi w odniesieniu trzech zwycięstw na Północnej Pętli. W drodze po pierwsze z nich, w 1968 roku, wyprzedził w deszczu i mgle drugiego na mecie Grahama Hilla o ponad cztery minuty, dając niesamowity pokaz jazdy w piekielnych warunkach.
Tyle samo razy triumfował tu jedynie Juan Manuel Fangio, pięciokrotny mistrz świata z lat 50. W jego czasach wyścig liczył 22 okrążenia, czyli ścigano się na dystansie ponad 500 kilometrów, przez trzy i pół godziny. Dla porównania, obecnie dystans zawodów Grand Prix liczy 300 kilometrów, a czas samej jazdy nie może przekroczyć dwóch godzin.
Genialny Argentyńczyk zaliczył w „Zielonym Piekle" jeden z najlepszych występów w karierze. W 1957 roku startował w ekipie Maserati i walczył o swój piąty, a czwarty z rzędu mistrzowski tytuł. Na Grand Prix Niemiec zespół zaplanował rzadko wówczas stosowaną taktykę: zjazd do boksu w trakcie wyścigu na zmianę kół i tankowanie. Fangio po dwunastu okrążeniach wyrobił sobie 31 sekund przewagi nad rywalami z Ferrari i zjechał do mechaników. Wtedy nikt nawet nie marzył o zmianie kół w trzy sekundy: był czas na to, żeby kierowca wysiadł z kokpitu, napił się i rozprostował kości!
Jednak nawet jak na ówczesne standardy włoscy mechanicy nie spisali się zbyt dobrze. Fangio stracił całą przewagę, plus 48 sekund – razem grubo ponad minutę. Tego, co nastąpiło potem, mistrz nie powtórzył już nigdy. Odrabiał po siedem, dwanaście sekund na okrążeniu. Nawet kiedy w Ferrari zorientowano się, że ich kierowcy zamiast spokojnie jechać po dublet, muszą zabrać się ostro do roboty, strata Fangia regularnie się zmniejszała. Po drodze raz za razem bił rekord okrążenia: jako pierwszy przejechał okrążenie Nordschleife ze średnią prędkością ponad 145 km/h i poprawił swój czas z kwalifikacji o ponad osiem sekund. Na przedostatnim okrążeniu dopadł i wyprzedził prowadzący duet Ferrari, a trzecia z rzędu wygrana na Nuerburgringu – 24. i ostatnia w karierze – dała mu piąty mistrzowski tytuł. – Nigdy więcej nie chcę już jeździć w taki sposób – powiedział Fangio po tym zwycięstwie.