Reklama
Rozwiń
Reklama

Nuerburgring: życie obok legendy

Nuerburgring to w świecie wyścigów nazwa legendarna, ale obecny tor ma niewiele wspólnego ze słynną pętlą, uznawaną za najtrudniejszy obiekt świata

Publikacja: 06.07.2013 01:01

Nuerburgring: życie obok legendy

Foto: AFP

Kilkadziesiąt lat temu słowo „Nuerburgring" budziło grozę wśród kierowców Formuły 1. Wówczas ścigano się po słynnej Nordschleife – Pętli Północnej. Jedno okrążenie to ponad 22 kilometry wąskiego, wyboistego asfaltu z drzewami rosnącymi niebezpiecznie blisko pobocza. Do pokonania było ponad 170 zakrętów, od wolnych nawrotów do przerażająco szybkich łuków, nierzadko ze ślepym, ukrytym za wzniesieniem wejściem. W niektórych miejscach, na przejściach przez szczyty, wyścigówki odrywały się od nawierzchni i skakały niczym auta rajdowe. Pogoda w górach Eifel też rzadko rozpieszczała kierowców: mgła czy deszcz były na porządku dziennym.

– Ten, kto mówi, że lubi ścigać się na Nordschleife, albo kłamie, albo jeździ za wolno – powiedział kiedyś trzykrotny mistrz świata Jackie Stewart, który ochrzcił to miejsce wiele mówiącym przydomkiem „Zielone Piekło". Szkot w przeciwieństwie do wielu ówczesnych kolegów po fachu przejmował się bezpieczeństwem kierowców, więc antypatia do najtrudniejszego i najbardziej niebezpiecznego toru w mistrzostwach świata była zrozumiała. Nie przeszkodziła jednak Stewartowi w odniesieniu trzech zwycięstw na Północnej Pętli. W drodze po pierwsze z nich, w 1968 roku, wyprzedził w deszczu i mgle drugiego na mecie Grahama Hilla o ponad cztery minuty, dając niesamowity pokaz jazdy w piekielnych warunkach.

Tyle samo razy triumfował tu jedynie Juan Manuel Fangio, pięciokrotny mistrz świata z lat 50. W jego czasach wyścig liczył 22 okrążenia, czyli ścigano się na dystansie ponad 500 kilometrów, przez trzy i pół godziny. Dla porównania, obecnie dystans zawodów Grand Prix liczy 300 kilometrów, a czas samej jazdy nie może przekroczyć dwóch godzin.

Genialny Argentyńczyk zaliczył w „Zielonym Piekle" jeden z najlepszych występów w karierze. W 1957 roku startował w ekipie Maserati i walczył o swój piąty, a czwarty z rzędu mistrzowski tytuł. Na Grand Prix Niemiec zespół zaplanował rzadko wówczas stosowaną taktykę: zjazd do boksu w trakcie wyścigu na zmianę kół i tankowanie. Fangio po dwunastu okrążeniach wyrobił sobie 31 sekund przewagi nad rywalami z Ferrari i zjechał do mechaników. Wtedy nikt nawet nie marzył o zmianie kół w trzy sekundy: był czas na to, żeby kierowca wysiadł z kokpitu, napił się i rozprostował kości!

Jednak nawet jak na ówczesne standardy włoscy mechanicy nie spisali się zbyt dobrze. Fangio stracił całą przewagę, plus 48 sekund – razem grubo ponad minutę. Tego, co nastąpiło potem, mistrz nie powtórzył już nigdy. Odrabiał po siedem, dwanaście sekund na okrążeniu. Nawet kiedy w Ferrari zorientowano się, że ich kierowcy zamiast spokojnie jechać po dublet, muszą zabrać się ostro do roboty, strata Fangia regularnie się zmniejszała. Po drodze raz za razem bił rekord okrążenia: jako pierwszy przejechał okrążenie Nordschleife ze średnią prędkością ponad 145 km/h i poprawił swój czas z kwalifikacji o ponad osiem sekund. Na przedostatnim okrążeniu dopadł i wyprzedził prowadzący duet Ferrari, a trzecia z rzędu wygrana na Nuerburgringu – 24. i ostatnia w karierze – dała mu piąty mistrzowski tytuł. – Nigdy więcej nie chcę już jeździć w taki sposób – powiedział Fangio po tym zwycięstwie.

Reklama
Reklama

„Zielone Piekło" nadal istnieje, ale samochody Formuły 1 po raz ostatni ścigały się tam w 1976 roku. Właśnie tutaj, na zakręcie Bergwerk, miał miejsce słynny wypadek Nikiego Laudy, po którym trzykrotny mistrz świata wciąż ma blizny na twarzy. Z płonącego Ferrari wyciągnęli go inni kierowcy, a lekarze nie dawali ciężko poparzonemu Austriakowi dużych szans na przeżycie. W szpitalu ksiądz udzielił mu ostatniego namaszczenia, ale twardy Lauda nie zamierzał się poddawać. Wyzdrowiał i zaledwie półtora miesiąca po wypadku wrócił do ścigania – miał do zdobycia drugi z rzędu mistrzowski tytuł. Ostatecznie przegrał go z Jamesem Huntem różnicą jednego punktu, a hollywoodzka produkcja o ich rywalizacji i przyjaźni, wyreżyserowana przez Rona Howarda (dwa Oscary za „Piękny umysł"), jesienią wchodzi na ekrany kin.

Po wypadku Laudy kierowcy Formuły 1 mogli na dobre zapomnieć o Północnej Pętli. Ze względów bezpieczeństwa Grand Prix Niemiec przeniesiono na Hockenheim, a w Nuerburg zbudowano w 1984 roku nowy tor, wykorzystując jedynie prostą startową i początkowy fragment legendarnej nitki. Na Nordschleife do dziś odbywają się wyścigi samochodów turystycznych, a każdy kierowca może za opłatą kilkunastu euro za jedno okrążenie sprawdzić swoje umiejętności w konfrontacji z „Zielonym Piekłem". Jeszcze za czasów obecności w kalendarzu mistrzostw świata zginęło tu podczas oficjalnych weekendów Grand Prix czterech zawodników F1, a lista ofiar wciąż się wydłuża o nazwiska kierowców-amatorów czy spragnionych mocnych wrażeń miłośników adrenaliny.

U stóp ruin zbudowanego w 1166 roku zamku Nuerburg, przez płot z „Zielonym Piekłem" sąsiaduje współczesna pętla używana w wyścigach Grand Prix. Dla tych, którzy mieli okazję poznać przypominający kolejkę górską prawdziwy Nuerburgring, obecny tor o długości pięciu kilometrów przypomina placyk zabaw dla grzecznych dziewczynek. Czasy się jednak zmieniły – dziś bezpieczeństwo jest na pierwszym miejscu i nikomu nawet przez myśl nie przechodzi wypuszczanie zawodników na tak wymagającą, kiepsko zabezpieczoną trasę. Można się tylko zastanawiać, który z obecnie jeżdżących kierowców byłby największym kozakiem na torze, którego przed laty bali się najlepsi fachowcy od kręcenia kierownicą.

Transmisja wyścigu o Grand Prix Niemiec w niedzielę o 14 w Polsacie.

Kilkadziesiąt lat temu słowo „Nuerburgring" budziło grozę wśród kierowców Formuły 1. Wówczas ścigano się po słynnej Nordschleife – Pętli Północnej. Jedno okrążenie to ponad 22 kilometry wąskiego, wyboistego asfaltu z drzewami rosnącymi niebezpiecznie blisko pobocza. Do pokonania było ponad 170 zakrętów, od wolnych nawrotów do przerażająco szybkich łuków, nierzadko ze ślepym, ukrytym za wzniesieniem wejściem. W niektórych miejscach, na przejściach przez szczyty, wyścigówki odrywały się od nawierzchni i skakały niczym auta rajdowe. Pogoda w górach Eifel też rzadko rozpieszczała kierowców: mgła czy deszcz były na porządku dziennym.

Pozostało jeszcze 88% artykułu
Reklama
Biznes
Biznes potrzebuje imigrantów, Shein pod ostrzałem Francji, Trump pomnaża majątek
Materiał Promocyjny
Czy polskie banki zbudują wspólne AI? Eksperci widzą potencjał, ale też bariery
Biznes
Zachodnie koncerny znów rejestrują swoje marki w Rosji. Dlaczego to robią?
Biznes
Miało być bezpiecznie, będzie oszczędnie. Rząd majstruje przy cyberbezpieczeństwie
Biznes
Google inwestuje w Niemczech. Dobra wiadomość dla niemieckiego rządu
Materiał Promocyjny
Urząd Patentowy teraz bardziej internetowy
Biznes
Nowy cel klimatyczny UE, obniżka stóp i kłopoty handlu
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama