Zwiększenie produkcji sektora chemicznego w USA dzięki taniemu gazowi ziemnemu zaczyna przewyższać zdolności przewozowe ograniczonej floty specjalistycznej, a szczyt niedoboru mocy przewodowych pojawi się w 2015 r.
Podaż statków do przewozu chemikaliów — chemikaliowców — jest nieduża, więc tacy armatorzy jak irlandzki Ardmore Shipping Corp, norweskie Stolt-Nielsen i Odfjell będą mogli żądać wyższych cen za swe usługi. — Nie pamiętam lepszych warunków do ożywienia sektora chemicznego niż obecnie — przyznał prezes Ardmore Anthony Gurnee, 30-letni weteran w branży żeglugowej.
Obfitość taniego gazu ziemnego z amerykańskich złóż łupkowych skłonił największe firmy, Exxon Mobil i Dow Chemical do dużych inwestycji w budowę albo rozbudowę zakładów chemicznych. Zrzeszenie handlowe Amerykańska Rada Chemii (ACC) szacuje, że w ostatnich latach w Stanach ogłoszono inwestycje za 85 mld dolarów w branżę chemiczną. Analitycy twierdzą, że wzrost amerykańskiego eksportu chemikaliów, np. etylenu podstawowego surowca do produkcji tworzyw sztucznych i tkanin, będzie zwiększać o 5-8 proc. rocznie światowy popyt na chemikaliowce w najbliższych 3 latach.
Światowy tonaż tych statków wzrośnie z kolei do 2015 r. o niecałe 0,5 proc. Istniejąca obecnie flota 150 statków i barek może przewozić w skali masowej chemikalia w stanie stałym i płynnym, więc głównym beneficjentem obecnej sytuacji będzie Stolt-Nielsen — uważa analityk z banku inwestycyjnego Pareto Securities w Oslo, Eirik Haavaldsen. Akcje tej spółki zyskały w tym roku 66 proc., ostatni kurs wynosił 168,5 koron, a powinny dojść do 292 koron.
- Pakiet zamówień na nowe jednostki jest umiarkowany w porównaniu z istniejącą flotą, więc przewidujemy lepsze wykorzystanie chemikaliowców — stwierdza z kolei Jarle Sjo, główny specjalista od inwestowania w funduszu inwestycyjnym ODIN Forvaltning w Oslo. Firma ta z niecałymi 3 proc. jest czwartym największym udziałowcem Stolt-Nielsen, której dział przewozu chemikaliów stał się rentowny w sierpniu po raz pierwszy od 2009 r.