W przeprowadzonych przez producenta badaniach opinii publicznej w Polsce z 300 respondentów, którzy mieli okazję lecieć dreamlinerem ponad połowa pozytywnie wypowiada się o swoich doświadczeniach. – I to mimo początkowych kłopotów i uziemienia maszyn na ponad trzy miesiące – podkreśla Mark Hooper, wiceprezes Boeinga odpowiadający za komunikację i marketing.

Dla LOT-u, który po kilku miesiącach twardych negocjacji ostatecznie otrzymał od Boeinga odszkodowanie (wg nieoficjalnych informacji ok. 103 mln zł) najważniejsze jest jednak, że dreamliner jest źródłem potężnych oszczędności. Tylko na paliwie przewoźnik oszczędził w ciągu sześciu mies. 2013 r. 17 mln zł. Maszyna jest też atrakcją, więc jej wypełnienie jest wyższe – na niektórych rejsach atlantyckich wynosi ponad 90 proc. Mimo początkowych awarii maszyna jest również tańsza w obsłudze technicznej (o ok. 30 proc.) i bardziej ładowna – przewozy cargo wzrosły o 15 proc. Według wyliczeń LOT począwszy od  2015 r., kiedy linia będzie już mogła zwiększać liczbę połączeń, flota sześciu dreamlinerów zwiększy przychodu firmy o 135–165 mln zł w porównaniu z sytuacją, gdyby we flocie były B767.

Zdaniem Komisji Europejskiej w swoim planie restrukturyzacji LOT jednak zbyt duże nadzieje wiąże z korzyściami z eksploatacji B787. Jak zaznaczono w piśmie opublikowanym na stronach KE 31 stycznia, wprowadzenie B787 będzie miało wpływ jedynie na rentowność przewozów długodystansowych.

Polski przewoźnik planuje wynajęcie innym liniom do jesieni 2015 r. dwóch dreamlinerów, które musi odebrać od Boeinga (pierwszy już za ok. miesiąc). Dodatkowo mają one latać w czarterach biur podróży, tak jak obecnie dzieje się z już posiadanymi maszynami. Takiej formy eksploatacji KE nie uważa za zwiększenie oferowania.