Jedynie ułamek Kubańczyków ma dostęp do szybkiego Internetu. Władze od lat obiecywały poprawę jakości usług w tej dziedzinie, ale powoływały się na embargo USA i agresję polityczną jako przeszkody w rozwoju. Niedawne zbliżenie ze Stanami zwiększyło presję na modernizację kraju.
- Ze strony partii i rządu istnieje wola rozwijania społeczeństwa informacji i udostępnienia usług Internetu każdemu — oświadczył pierwszy wiceprezydent Miguel Diaz-Canel na zakończenie 3-dniowej konferencji technologicznej w Hawanie.
Ten 54-letni polityk jest pierwszym na liście kandydatów o sukcesję po Raulu Castro (83) i od czasu awansowania 2 lata temu na stanowisko wiceprezydenta jest orędownikiem większego dostępu do Internetu. Jego wypowiedź z konferencji zauważyły środki przekazu. W konferencji uczestniczyli eksperci z całego kraju, a państwowe środki przekazu wybijały głosy apelujące o nadrabianie przez Kubę zapóźnień do sąsiadów.
Międzynarodowa Unia Telekomunikacyjna ITU z Genewy plasuje Kubę na 125. miejscu wśród 166 krajów członkowskich pod względem rozwoju telekomunikacji. Jest to najgorsza pozycja w obu Amerykach. Zdaniem ITU, zaledwie 25 proc. Kubańczyków ma pewien dostęp do łączności online.
Zwykli obywatel mogą korzystać w miejscach pracy i szkołach z Intranetu kontrolowanego przez państwo albo słono płacić ze sesje internetowe w placówkach państwowego monopolisty łączności Etecsa. Kubańskie serwery blokują dostęp do witryn antypaństwowych i do pornografii.