Komisja Europejska przedstawiła w środę projekt unii energetycznej. O jego założeniach pisaliśmy w poprzednim wydaniu „Rzeczpospolitej". Wczoraj w szczegółach mówili o nich wiceprzewodniczący KE Maroš Šefčovič oraz komisarz ds. energii Miguel Arias Canete. I rozstrzygnęli, że nie ma mowy o wspólnych zakupach gazu, nawet w bardzo ograniczonej skali. Był to jeden z głównych postulatów Donalda Tuska, gdy prawie rok temu jako premier Polski przekonywał europejskich partnerów do unii energetycznej.
Sukces wyparował
Jeszcze dzień wcześniej w nieoficjalnych rozmowach polscy dyplomaci przekonywali, że jest drobny sukces i projekt przewiduje analizę opcji na dobrowolne wspólne zakupy gazu. Mogłyby one zaistnieć w razie kryzysu lub gdy kraj jest uzależniony od jednego dostawcy. Wspólne platformy miałyby zwiększać siłę przetargową kupujących.
Jednak w ostatecznej wersji dokumentu, która została przedstawiona w środę, nawet tego nie ma. Opcje są wspomniane tylko w razie kryzysu. – Ta formuła jest opatrzona licznymi zastrzeżeniami: w razie kryzysu, w przypadku uzależnienia od jednego dostawcy, w pełnej zgodzie z regułami konkurencji i zasadami WTO. Wszystkie to warunki muszą być spełnione jednocześnie – mówił Miguel Arias Canete, komisarz UE ds. energii w odpowiedzi na pytanie „Rzeczpospolitej".
Trudno to jednak uznać za krok naprzód, bo już teraz takie platformy zakupowe można tworzyć, jeśli jest to zgodne z unijnymi przepisami.
– Kluczowy polski postulat – wspólne zakupy – został całkowicie zlekceważony obietnicami zbadania różnych opcji w nieokreślonej przyszłości i warunkami, które czynią ten instrument fikcją – powiedział „Rzeczpospolitej" Konrad Szymański, polityk PiS, były eurodeputowany zajmujący się tematyką energetyczną. – W momencie kryzysu jest za późno na negocjacje, wtedy rolę może odegrać tylko reeksport gazu, który już dziś jest podstawą planów antykryzysowych w UE.