To był żart na marginesie ostrego sporu, na jaki szef niemieckiej linii pozwolił sobie w rozmowie z arabskimi dziennikarzami „Arabian Business". Arabskie media trafiły do gabinetu Spohra we Frankfurcie akurat wtedy, kiedy wchodził z niego prezes Emirates, Tim Clark. I szybko wyciągnęły wniosek, że Emirates i Lufthansa próbują się ze sobą porozumieć. Kilka dni wcześniej Clark nie ukrywał, że Niemcy robią wszystko, by popsuć biznes liniom z regionu Zatoki. - Oni chcą nas uziemić - mówił rozgoryczony.
Szefowie arabskich linii są oburzeni - ich zdaniem bezpodstawnymi pomówieniami, jakoby mieli korzystać z subsydiów państwowych. Według wyliczeń Amerykanów arabskie linie miałyby w ostatnich 10 latach otrzymać od swoich rządów 42 mld dol. państwowego wsparcia. Amerykanie chcą renegocjacji umów lotniczych z krajami Zatoki Perskiej, to samo ze swojej strony zapowiada Unia Europejska, a unijna komisarz ds transportu, Violeta Bulc zapowiada, że podobnemu przeglądowi zostaną poddane również umowy z Chinami, Brazylią i Turcją.
James Hogan, prezes Etihadu w obronie postanowił ujawnić w jaki sposób jest finansowana jego linia, o której Amerykanie mówią, że otrzymała przynajmniej 20 mld dol. od rządu w Abu Zabi. - Naszym akcjonariuszem jest rząd Abu Zabi i otrzymaliśmy od władz kapitał na rozpoczęcie działalności. Ale wyjaśnijmy sobie - to są kredyty i jest dokładny kalendarz spłat tego zadłużenia. Ze swojej strony dodatkowo, już jako Etihad pożyczyliśmy 9 mld dolarów z 68 instytucji finansowych, wszystkie te pieniądze nie były zabezpieczone gwarancjami państwa - wyjaśnił.
Przyznał jednocześnie, że linia jest zobowiązana do latania także na trasach, które nie są dochodowe i w tym przypadku otrzymuje od władz wsparcie finansowe. W tej chwili Etihad obsługuje 2 takie połączenia, ale dla linii celem nadrzędnym jest doprowadzenie do tego, by i one stały się dochodowe. - O jakich subsydiach tutaj mówimy skoro obsługujemy 103 kierunki, a tylko 2 z nich zostały narzucone przez państwo i dostajemy za nie pieniądze - bronił się James Hogan. I nie ukrywa, że jego strategia inwestycyjna przejmowania udziałów w innych przewoźnikach (w Europie Alitalia, Air Berlin, Aer Lingus i Etihad Regional) ma pełne poparcie władz, ale jest strategią niezależną linii.
- Przecież nie zostalibyśmy tak zaakceptowani, gdyśmy nie dowiedli, że jesteśmy poważnym inwestorem. A nade wszystko szanujemy konkurencję - tłumaczył Hogan. Przypomniał jednocześnie, że naprawdę chciał współpracować z Lufthansą. - Dwukrotnie już uścisnęliśmy sobie ręce z Christopherem Franzem (poprzednik Spohra) i dwukrotnie rada nadzorcza Lufthansy nie wyraziła zgody na umowę code-share - mówił Hogan. Nie ukrywał, że tylko dlatego zdecydował się na współpracę i wykupienie udziałów w Air Berlin.