Shell jest jednym z kilku energetycznych gigantów europejskich, których szefowie potwierdzili udział w rozpoczynającym się w czwartek międzynarodowym forum ekonomicznym w St. Petersburgu. Sankcje zatrzymały w domu biznes amerykański, ale koncerny z Europy nie mają zahamowań. Nad Newą zjawią się m.in. także prezesi i dyrektorzy BP, Totalu, Eni i Enela.
Holendersko-brytyjski Shell jest jednym z dwóch chętnych do pomocy Gazpromowi w projekcie Bałtyckie LNG: budowie zakładów skraplania gazu pod St. Petersburgiem. Rywalizuje z „konsorcjum japońskim", twierdzi „Kommersant". Jednak to europejska firma ma większe szanse. Gazpromowi zależy na tym właśnie inwestorze, z którym współpracuje m.in. na Sachalinie i na niekonwencjonalnych złożach ropy na Syberii.
Zagraniczny udziałowiec projektu ma otrzymać 49 proc. akcji pod warunkiem dostarczenia technologii i urządzeń. Bez udziału Zachodu Rosjanie nie mieliby szans na przeprowadzenie inwestycji, bo nie mają własnych technologii skraplania tak dużych ilości gazu, a posiadane licencje (zakłady LNG na Sachalinie) należą do koncernów z USA, Unii i Japonii.
Gazpromowi bardzo zależy na podpisaniu porozumienie podczas forum gospodarczego w St. Petersburgu. To może być pierwsza wielka inwestycja Zachodu w rosyjskim sektorze ropy i gazu po wprowadzeniu sankcji za aneksję Krymu.
Bałtyckie LNG miałoby produkować 10–15 mln ton skroplonego gazu rocznie na potrzeby rynku europejskiego. Pierwsze dostawy zaplanowano na 2020 r. Inwestycja wymaga budowy 360 km gazociągu o wydajności 25 mld m sześc. rocznie.