Od 2013 r. w samej Kalifornii Uber wydał w tym celu już niemal milion dolarów (dokładnie 925 tys. dol.). Dla porównania, w ostatnich dwóch latach Facebook przeznaczył na lobbystów 412 tys. dol., a Apple 353 tys. dol.
Zatrudnieni przez Ubera lobbyści coraz bardziej natarczywie naciskają urzędników w San Francisco, by zwolnili kierowców korzystających z aplikacji mobilnej z obowiązku posiadania licencji taksówkarza.
Możliwość wprowadzenia nowych regulacji pojawiła się w odpowiedzi na głośne protesty taksówkarzy, którzy zarzucają firmie stwarzanie nieuczciwej konkurencji w transporcie samochodowym. Również sądy zgłaszają coraz większe zastrzeżenia, czy spółka poświęca wystarczające środki ostrożności, by zapobiec używaniu aplikacji przez kryminalistów.
Zarówno Uber, jak i jego największy rywal, Lyft, oferujący od 2012 r. mobilne usługi transportowe, polegają na nielicencjonowanych kierowcach, którzy własnymi samochodami przewożą odpłatnie klientów aplikacji. Wprowadzenie regulacji o obowiązkowych licencjach oznacza dla nich gigantyczne straty, które mogą nawet doprowadzić do zamknięcia działalności.
- Obie firmy zatrudniły całą armię lobbystów, którzy nieustannie krążą wokół siedziby Kongresu i są już niemal wszędzie – mówi Jim Beall, polityk i prezes komitetu transportu i budownictwa (Transportation and Housing Committee). Beall jest zwolennikiem nowego prawa, z którym walczą firmy.